Komisja Europejska dała w środę zielone światło do rozwoju w UE czystych technologii węglowych. Polska, z opartą na węglu produkcją energii, widzi w tym wielką szansę na ograniczenie emisji CO2, ale sama KE stawia na inne metody walki ze zmianami klimatycznymi.
- CCS jest jedyną szansą dla Polski, żeby utrzymać niezależność energetyczną - powiedział PAP eurodeputowany PO Jerzy Buzek, specjalizujący się w sprawach ochrony środowiska i energetyki.
Produkcja energii w Polsce w 94 proc. jest obecnie oparta na węglu - to najwyższy odsetek w UE. Zdaniem prof. Buzka, nawet zwiększenie udziału energii odnawialnej i inwestycje w energetykę jądrową nie wyeliminują tego uzależnienia.
- Nie będziemy produkowali energii elektrycznej z ropy i gazu, bo ich nie mamy. Pozostają nam energia odnawialna, nuklearna i węgiel. Nuklearna będzie najwcześniej za 15 lat, odnawialna jest droga. Należy rozwijać jedno i drugie, ale i tak tylko 30-40 proc. energii będziemy mieli łącznie z tych źródeł. Pozostałe 60-70 proc. to może być tylko węgiel - uważa Buzek.
Elektrownie węglowe emitują obecnie najwięcej CO2 - gazu, który naukowcy uważają za przyczynę zmian klimatycznych na Ziemi. Chcąc z nimi walczyć, UE postawiła sobie ambitny cel zmniejszenia emisji CO2 o 20 proc. do 2020 roku. Do tego czasu udział energii odnawialnej w końcowym zużyciu ma wynieść co najmniej 20 proc.
Buzek uważa, że "czyste technologie węglowe to jedyna szansa na opanowanie polskiej energetyki". Jednak KE stawia na inne rozwiązania - według środowych propozycji legislacyjnych sposobem na zmniejszenie emisji będą niskie limity dla zakładów przemysłowych, które w dodatku za prawo do emisji będą musiały słono płacić. Poza tym KE chce nałożyć limity na kraje członkowskie, ograniczając emisje z transportu, budownictwa, rolnictwa czy gospodarki odpadami.
- My zmniejszymy konkurencyjność europejskiego przemysłu, a wpływ na świat będzie znikomy - uważa prof. Buzek. - Dzisiaj UE odpowiada za 14 proc. emisji CO2 na świecie. Nawet gdybyśmy ograniczyli swoje emisje o 30 proc. to zredukujemy światowe emisje o 4 proc., czyli wcale - wskazał.
- Zamiast się zarzynać finansowo, zarzynać przemysł, wydajmy 10 mld (euro) na technologie węglowe i dokonajmy skoku technologicznego - postuluje Buzek.
Jego zdaniem, dzięki nakładom na badania i rozwój, realne jest obniżenie kosztów CCS, tak by w roku 2020 ta technologia zwiększała koszt produkcji energii jedynie o ok. 20 proc.
Problem w tym, że w nowej dyrektywie KE nie przewiduje żadnych środków na wspieranie rozwoju CCS. Dyrektywa jest jednak krokiem naprzód, ponieważ zezwala na prace nad tą technologią, a także ustala szereg kryteriów, jakie będą musiały być spełnione, by magazyny CO2 (np. w pokładach geologicznych, wyłączonych kopalniach) były bezpieczne dla ludzi i środowiska. Reguluje też kwestie zezwoleń i ewentualnych odszkodowań.
Ekolodzy protestują przeciwko CCS, twierdząc, że magazyny będą tykającą bombą o nieobliczalnych skutkach. Greenepeace powtarza, że żadne technologie węglowe nie są dobre dla środowiska. Ale w pracach nad dyrektywą Polska przekonywała, że trzeba podjąć to ryzyko w obliczu tak ambitnych planów środowiskowych, jakie UE sobie postawiła. Kwestionowała jednak brak źródeł finansowania, przy jednoczesnym wsparciu np. badań nad energią z fuzji jądrowej w ramach międzynarodowego projektu ITER. UE finansuje połowę wartego ok. 10 mld euro projektu.
- Dla zdecydowanej większości krajów UE, które nie są tak uzależnione od węgla jak Polska, CCS to jest temat trzeci - przyznają dyplomaci w Brukseli.
Mimo propozycji dyrektywy, sama KE przyznaje, że na szybki rozwój CCS patrzy sceptycznie. "Ta technologia jest dopiero w powijakach. O tym, co może ona zmienić w produkcji energii, porozmawiajmy po roku 2030" - usłyszała PAP w otoczeniu komisarza ds. środowiska, Stawrosa Dimasa.
Buzek chce jednak nadal promować CCS - 18 marca na jego zaproszenie komisarz ds. energii Andris Piebalgs weźmie udział w Katowicach w konferencji na temat rozwoju czystych technologii węglowych.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Czyste technologie węglowe szansą Polski