Gdyby Polska nie musiała ponosić gigantycznych kosztów polityki redukcji gazów cieplarnianych, oszczędności pozwoliłyby na budowę nawet kilku elektrowni atomowych, których powstanie oznaczałoby suwerenność energetyczną naszego kraju.
Cóż sprawiło, że mimo usilnych starań wciąż nie udało się nam wyrwać z ucisków rosyjskiego niedźwiedzia? Słuchając ekologów, trudno się oprzeć wrażeniu, że były to argumenty rodem z postsowieckiej agentury.
Ekolodzy operują dwoma silnie zakorzenionymi w rodzimych umysłach mitami. Pierwszy mit dotyczy niedoszłej wojny atomowej, mającej mieć charakter apokaliptyczny, a która przeciętnemu obywatelowi, który przeżył PRL, kojarzy się z poczuciem zagrożenia ze strony kapitalistycznego imperializmu. W imię bezpieczeństwa lepiej nie mieć takiego atomu we własnym domu.
Drugi zabobon, skutecznie podsycany przez ekologów, to mit Czarnobyla, jakoby każdą elektrownię atomową czekał czarnobylski los. Naturalnie nikogo, kto kieruje się w swoim rozumowaniu umysłem, a nie emocjami, nie trzeba przekonywać, że reaktory typu czarnobylskiego nigdzie nie znajdowały zastosowania poza Sowietami.
Elektrownie jądrowe są współcześnie jednym z najbezpieczniejszych, najbardziej ekonomicznych i najczystszych pod względem ekologicznym miejsc uzyskiwania energii. Mimo bezemisyjności dwutlenku węgla ekolodzy pozostają przeciwnikami budowania elektrowni atomowych.
Na świecie pracuje ponad 400 elektrowni atomowych. Najwięcej – 151 – znajduje się w Europie, w Ameryce Północnej – 124 i na Dalekim Wschodzie – 92. Elektrowniom atomowym niezbędne jest paliwo – uran. Największe złoża tego surowca znajdują się w Azji, Australii i Ameryce Północnej. Z energii jądrowej pochodzi 16 proc. ogółu uzyskiwanej energii. Unia Europejska jest największym producentem tego typu energii na świecie. Europejskim potentatem atomowym jest Francja, gdzie nie tylko funkcjonuje najwięcej reaktorów w Europie, ale blisko 80 proc. francuskiej energii pochodzi właśnie z eksploatacji uranu. Mało tego, Francuzi są największymi światowymi eksporterami energii elektrycznej. Z łask EdF (Electricité de France) czerpią niemal wszystkie sąsiednie kraje.
W Wielkiej Brytanii energia jądrowa zaspokaja blisko 1/5 popytu. Brytyjski sektor jądrowy został częściowo sprywatyzowany w 2007 r. Brytyjskie elektrownie mają zwykle od dwóch do czterech reaktorów, a inwestorzy planują z rozmachem kolejne duże inwestycje.
Następnym mocarstwem atomowym Europy są Niemcy. U naszego zachodniego sąsiada działa 12 elektrowni jądrowych. Co prawda na początku tego wieku ogarnięci ekologicznym szaleństwem politycy lewicowej SPD chcieli zlikwidować tę gałąź gospodarki, ale protesty przemysłu zapobiegły katastrofie.
Z energetyki jądrowej czerpią także Hiszpanie. Choć udział atomu w bilansie energetycznym zmniejszył się na przestrzeni ostatnich trzech lat o 2,6 proc., Hiszpanie są wciąż w czołówce krajów czerpiących energię z uranu. Od tego rodzaju energii uzależnieni są także Belgowie, Litwini i Słowacy. Trudno sobie wyobrazić funkcjonowanie gospodarek Czech, Szwecji, Słowenii i Węgier, gdyby nie energetyka jądrowa.
Absurdalna polityka ograniczania za wszelką cenę emisji dwutlenku węgla do atmosfery może oznaczać dla Polski totalną zapaść gospodarczą – wynika z raportu przygotowanego dla Polskiego Komitetu Energii Elektrycznej. Realizacja założeń z Brukseli będzie kosztowała nasz kraj w latach 2010 – 2030 astronomiczną sumę 6,73 bln złotych, z czego 160 mld złotych to bezpośrednie koszty, które trzeba będzie ponieść w związku z niezbędnymi inwestycjami, a pozostała kwota to pośrednie koszty związane ze spadkiem PKB, wzrostem cen na rynku, uszczupleniem realnych dochodów gospodarstw domowych i pozostałymi stratami. Jak gigantyczne spustoszenie może wywołać uleganie ekologicznej poprawności? Wystarczy porównać owe niewyobrażalne kwoty do kosztów inwestycji w energetykę jądrową. Według ekspertów ds. atomistyki koszt budowy przeciętnego reaktora to 4 mld euro. Właśnie tyle ma kosztować uruchomienie nowego reaktora w elektrowni Ignalina na Litwie, w co zaangażowana jest strona polska. Analogiczną kwotę zapłacą Bułgarzy Rosjanom za budową reaktora w nowej elektrowni w Belene. Z kolei budowa pierwszego w świecie reaktora termojądrowego ITER w okolicach Marsylii pochłonie 10 mld euro.
Gdyby Polska przesunęła kwoty konieczne do podjęcia walki z „globalnym ociepleniem” na budowę elektrowni atomowych, wystarczyłoby na zbudowanie co najmniej dziesięciu reaktorów atomowych. Szacując przeciętną moc nowoczesnego reaktora typu PWR (wodno-ciśnieniowy) na 1300 MWe, Polska dysponowałaby wówczas mocą 13 000 MWe, prawie dwukrotnie większą niż dzisiejsza Hiszpania.
Naturalnie powyższe obliczenia są użyteczne wyłącznie dla niniejszej publicystyki. Rodzima energetyka tak czy siak wymaga ogromnych nakładów. Wątpliwy jest sukces budowy kilku tak dużych inwestycji jednocześnie. Niemniej szacunki pokazują jasno, że kierunek obrany przez kolejne rządy, ograniczający się do spełnienia woli ośrodków decyzyjnych usytuowanych poza granicami naszego kraju, oznacza niebezpieczeństwo wywołania w Polsce kryzysu gospodarczego i dalszego uzależniania państwa od importu energii z regionów niestabilnych politycznie.