K. Zamasz, Enea: rynki mocy nie są po to, żeby rachunki konsumentów wzrosły

K. Zamasz, Enea: rynki mocy nie są po to, żeby rachunki konsumentów wzrosły
Fot. Adobe Stock. Data dodania: 20 września 2022

Jeśli polskie państwo zdecyduje się wdrożyć rynek mocy, nie będzie w nim chodziło o bieżące „łatanie dziur”, ale o przyjęcie rozwiązań systemowych, które będą służyły społeczeństwu przez dziesiątki lat. (…) Rynki mocy nie są po to, żeby rachunki konsumentów wzrosły, ale po to, by były na akceptowalnym społecznie poziomie – mówi Krzysztof Zamasz, prezes zarządu Enei.

Dlaczego to jest tak, że z jednej strony energetyka powiada, a w każdym razie powiadała, że nie ma impulsów inwestycyjnych, a z drugiej strony zlecenia sprzedaży energii jak twierdzą eksperci składane były po kosztach zmiennych jakby świat miał się jutro skończyć?

- Zacznę od drugiej części pańskiego pytania. Niskie ceny energii elektrycznej, które są skutkiem składania ofert po kosztach bliskich kosztom zmiennym wytwarzania, wynikają z bardzo wielu czynników. Po pierwsze - i najważniejsze - obserwujemy coraz większą konkurencję na hurtowym rynku energii elektrycznej, co powoduje, że każdy wytwórca chce sprzedać swój produkt, ale nie każdy może to osiągnąć bez redukcji oferowanej ceny. Już sam ten fakt powoduje, że ceny obniżają się do poziomu kosztów zmiennych.

Ponadto, mamy w sektorze wytwarzania dużą liczbę zamortyzowanych jednostek wytwórczych, moce bazujące na OZE o bardzo niskich kosztach krańcowych i wreszcie jednostki na węglu brunatnym, opalane tanim paliwem. Dodając do tego stosunkowo niskie ceny pozwoleń na emisję dwutlenku węgla, otrzymujemy taki, a nie inny obraz kształtowania się cen energii.

Oczywiście, przynosi to korzyść dla klientów i wpływa na konkurencyjność rynku, ale tego typu trend nie może trwać wiecznie. I tu dochodzimy do wspomnianych przez pana impulsów inwestycyjnych, których warunkiem koniecznym w obecnie przyjętym modelu rynku energii elektrycznej są odpowiednio wysokie przychody z obszaru sprzedaży, zachęcające inwestorów do budowy nowych źródeł. A to sytuacja kompletnie odwrotna od tej, jaką obserwujemy.

Alternatywą dla tego rodzaju rozwiązań, czyli akceptacji wysokich cen w szczytach, jest wdrożenie właściwie zaprojektowanego systemu wynagradzania zdolności wytwórczych. Systemu, który gwarantowałyby odpowiedni poziom mocy, a w konsekwencji to, że ceny energii elektrycznej mogłyby być utrzymywane na rozsądnym i akceptowalnym społecznie poziomie.

Do niedawna poza wyjątkami nie były uruchamiane inwestycje w nowe moce, ale kilka się zaczęło lub zacznie. Czy zatem w Polsce rynek mocy, którego podstawowym celem ma być jak rozumiem zapewnienie z wyprzedzeniem dyspozycyjnej mocy w ilościach wynikających z oficjalnych prognoz zapotrzebowania jest potrzebny?

- Musimy pamiętać, że cykl inwestycyjny w energetyce, podobnie jak okres pracy jednostek wytwórczych, jest długoterminowy. Praktycznie do dziś wszyscy korzystamy z mocy wytwórczych sprzed kilku dekad, które będą musiały zostać wkrótce odstawione lub istotnie zmodernizowane, choćby z powodu wdrożenia dyrektywy w sprawie emisji przemysłowych (IED). Budowa nowych bloków jest bezwzględnie konieczna właśnie z tego powodu.

Enea podjęła decyzję o inwestycji w Kozienicach, inne przedsiębiorstwa energetyczne także już prowadzą, albo za chwilę rozpoczną własne, podobne projekty. Natomiast odrębnym problemem jest to, ile tych mocy w rzeczywistości jest potrzebne. I tu pojawia się największa zaleta mechanizmu rynku mocy, bo o takim wynagradzaniu wytwórców mówimy, choć w praktyce są do dyspozycji również inne rozwiązania. A mianowicie, w przypadku, gdy energetyka wybuduje więcej mocy wytwórczych, niż rzeczywiście jej potrzeba, cena mocy może spaść nawet do zera, a zatem konsument nie zostanie obarczony żadnymi kosztami. Innymi słowy, rynek mocy generuje ceny mocy o wartości większej od zera tylko w sytuacji, gdy tej mocy naprawdę miałoby zabraknąć.

Jeśli polskie państwo zdecyduje się wdrożyć rynek mocy, nie będzie w nim chodziło o bieżące „łatanie dziur”, ale o przyjęcie rozwiązań systemowych, które będą służyły społeczeństwu przez dziesiątki lat.

Jakich poziomów mocy powinien dotyczyć rynek mocy, czyli zapotrzebowania na moc do jakich celów powinien dotyczyć?

- Generalnie w rozwiązaniach stosowanych na świecie przyjmuje się krzywą zapotrzebowania na moc o odpowiednich parametrach. Podstawowymi parametrami są prognozowane maksymalne zapotrzebowanie na moc w systemie w danym roku oraz odpowiednie rezerwy mocy. Do tego dochodzi koszt wejścia nowych mocy. Wyznaczenie tych podstawowych parametrów krzywej byłoby obowiązkiem Operatora Systemu Przesyłowego lub regulatora, który posiada odpowiednią wiedzę w tym zakresie. Tego rodzaju krzywa popytu na moc została przyjęta w brytyjskim mechanizmie rynku mocy, który został całkiem niedawno wdrożony. Wkrótce zostanie tam zorganizowana pierwsza aukcja na dostawę mocy za cztery lata.

Kto powinien mieć prawo uczestniczyć w rynku mocy – tylko nowe jednostki, które miałyby powstać do jakiejś daty na którą byłaby kontraktowana moc, czy także istniejące i odbiorcy energii?

- W tym miejscu należałoby sobie zadać pytanie o to, do czego jest nam potrzebny taki mechanizm jak rynek mocy. Moim zdaniem celem jest zapewnienie wystarczających mocy dyspozycyjnych w systemie do pokrycia prognozowanego zapotrzebowania na moc, co ważne, po najniższym możliwym koszcie. W konsekwencji wykluczenie istniejących jednostek wytwórczych spowodowałoby, że nie będzie to najtańsze z możliwych rozwiązań.

Poza tym, tylko poprzez równe ich traktowanie można zapewnić, że będą one dyspozycyjne w przyszłości. W rynku mocy, zgodnie z podstawą metodyczną jego funkcjonowania, po stronie podaży biorą udział zarówno istniejące jednostki, jaki i nowe, budowane lub planowane, które mogą dostarczyć moc za cztery lata, jeśli wygrają aukcję. Oprócz tego możliwe jest rozważenie włączenia w ten system DSR-ów oraz jednostek OZE na odpowiednich zasadach, które należy wspólnie wypracować.

Warto również zwrócić uwagę na fakt, że w przypadku rynku mocy mamy do czynienia nie tylko z płatnościami za dostarczenie mocy dyspozycyjnych, ale również z karami – i to bardzo wysokimi – za niedopełnienie tego obowiązku. W brytyjskim systemie za niedostarczenie sprzedanej mocy dyspozycyjnej jest to aż do 200 proc. miesięcznego przychodu lub do 100 proc. rocznego przychodu.

Jak najrozsądniej byłoby zorganizować obrót mocą tzn. kto powinien sprzedawać , a kto powinien być zobowiązany do zakupu mocy ? Pytam, bo pojawiają się informacje, że do rozważenia byłoby zobowiązanie OSD do zakupu mocy.

- W zasadzie mamy dwie podstawowe koncepcje rynków mocy w tym zakresie: scentralizowaną i zdecentralizowaną. W przypadku systemu scentralizowanego, takiego jak brytyjski, za zakup mocy jest odpowiedzialny Operator Systemu Przesyłowego, czyli w naszym przypadku byłyby to Polskie Sieci Elektroenergetyczne.

Operator organizuje aukcję na cztery lata przed okresem dostaw i zakupuje odpowiedni poziom mocy dyspozycyjnych. Z kolei w systemie zdecentralizowanym, podmiotami zobowiązanymi do zakupu mocy są odbiorcy lub występujące w ich imieniu spółki obrotu. Jest to system przypominający w pewnym sensie rynek certyfikatów, tylko że nie zielonych lub czerwonych, ale tzw. mocowych. Z moich informacji wynika, że w żadnym z systemów nie jest przewidziane zobligowanie takim obowiązkiem Operatorów Systemów Dystrybucyjnych.

Ile miałaby kosztować moc i jakie byłyby skutki wprowadzenia rynku mocy dla uczestników rynku energii?

- Cena będzie ustalana na aukcji mocy, w przypadku systemu scentralizowanego. Mamy pełną świadomość, że przy nadmiarze mocy nie powinniśmy się spodziewać żadnych przychodów z rynku mocy. Natomiast w przypadku niedoboru, będzie to kwota proporcjonalna do potencjalnego niedoboru mocy w systemie, co stanowić będzie zachętę dla inwestorów do budowy nowych bloków. Trudno mówić tu o jakichś konkretnych kwotach, zwłaszcza na tym etapie, gdy dopiero zastanawiamy się nad takim mechanizmem wsparcia.

Jeśli chodzi o skutki dla uczestników rynku, to z punktu widzenia wytwórców istotnie zmniejszy się ryzyko inwestycyjne, ponieważ dla nowych jednostek wytwórczych istniałaby opcja zakontraktowania ceny mocy w aukcji na dłuższy okres, na przykład 10 lat. Natomiast z punktu widzenia odbiorców istotne jest to, że w systemie elektroenergetycznym będzie wystarczający poziom mocy do pokrycia perspektywicznego zapotrzebowania.

Pomijając sam aspekt bezpieczeństwa energetycznego, jest to również bardzo ważne dla zapewnienia akceptowalnego społecznie poziomu cen energii elektrycznej. Tego po prostu nie da się zapewnić bez mocy dyspozycyjnych.

Energetyka jest dla gospodarki, a nie odwrotnie więc na koniec - jakie ryzyka niesie ze sobą rynek mocy – przestrzelenia popytu i obciążenia gospodarki niepotrzebnymi kosztami, zderzenia się z rozwojem energetyki prosumenckiej i znowu obciążenia gospodarki niepotrzebnymi kosztami?

- W mojej ocenie energetyka jest integralnym elementem naszej gospodarki. Jeśli cała gospodarka się rozwija, to również energetyka rozwija się w tym samym tempie. Myślę że największym ryzykiem dla gospodarki byłoby właśnie nie wprowadzanie żadnych reform w tym zakresie i pozostawienie sektora takim, jaki jest teraz.

Mam pełną świadomość, że propozycje wprowadzenia rynku mocy w Polsce mogą być uważane za dość kontrowersyjne, czy wręcz niepotrzebne. Należy sobie jednak zadać pytanie dlaczego w Wielkiej Brytanii już zreformowano rynek energii elektrycznej, wdrażając scentralizowany rynek mocy oraz szeroko obecnie dyskutowany kontrakt różnicowy. I dlaczego we Francji wdrażany jest rynek zdecentralizowany.

Również Niemcy analizują obecnie różne warianty mechanizmów wynagradzania za moc. To właśnie obawy o niewystarczającą ilość mocy wytwórczych w przyszłości, a co za tym idzie, o wzrost cen energii elektrycznej dla odbiorców końcowych powodują, że te mechanizmy są wdrażane. Innymi słowy, rynki mocy nie są po to, żeby rachunki konsumentów wzrosły, ale po to, by były na akceptowalnym społecznie poziomie.

Mówiąc o rynku mocy, nie patrzymy na to, co będzie za rok lub dwa, ale na to co może stać się za kilkanaście lub kilkadziesiąt lat, jeśli nie zaczniemy działać już teraz. Chodzi o to, aby Polak był mądry jeszcze przed szkodą.

Rynkowi mocy będzie poświęcona sesja Europejskiego Kongresu Gospodarczego, którą zaplanowano na 8 maja, w godz. 14.30-16.00, w budynku Altus w Katowicach Czytaj więcej o EEC 2014

×

DALSZA CZĘŚĆ ARTYKUŁU JEST DOSTĘPNA DLA SUBSKRYBENTÓW STREFY PREMIUM PORTALU WNP.PL

lub poznaj nasze plany abonamentowe i wybierz odpowiedni dla siebie. Nie masz konta? Kliknij i załóż konto!

Zamów newsletter z najciekawszymi i najlepszymi tekstami portalu

Podaj poprawny adres e-mail
W związku z bezpłatną subskrypcją zgadzam się na otrzymywanie na podany adres email informacji handlowych.
Informujemy, że dane przekazane w związku z zamówieniem newslettera będą przetwarzane zgodnie z Polityką Prywatności PTWP Online Sp. z o.o.

Usługa zostanie uruchomiania po kliknięciu w link aktywacyjny przesłany na podany adres email.

W każdej chwili możesz zrezygnować z otrzymywania newslettera i innych informacji.
Musisz zaznaczyć wymaganą zgodę

SPÓŁKI

KOMENTARZE (0)

Do artykułu: K. Zamasz, Enea: rynki mocy nie są po to, żeby rachunki konsumentów wzrosły

NEWSLETTER

Zamów newsletter z najciekawszymi i najlepszymi tekstami portalu.

Polityka prywatności portali Grupy PTWP

Logowanie

Dla subskrybentów naszych usług (Strefa Premium, newslettery) oraz uczestników konferencji ogranizowanych przez Grupę PTWP

Nie pamiętasz hasła?

Nie masz jeszcze konta? Kliknij i zarejestruj się teraz!