Zaczyna się od uszkodzonego wyświetlacza w liczniku prądu, a kończy na gigantycznym rachunku za prąd. Brzmi niewiarygodnie? O tym, że jest to możliwe przekonała się już cała rzesza klientów zakładów energetycznych. Co gorsza, podobna przygoda może przytrafić się każdemu. Zakład energetyczny pod nieobecność właścicieli mieszkań wymienia liczniki, które uzna za wadliwe. Potem zaczynają się kłopoty.
- Wezwałam elektryka, który stwierdził, że moja rodzina nie miała możliwości zużycia takiej ilości prądu, nawet gdybyśmy korzystali niemal bez przerwy ze wszystkich urządzeń - irytuje się pani Małgorzata. - Podejrzewamy, że albo ktoś kradł od nas prąd, albo został zawyżony stan licznika. Złożyliśmy reklamację, niestety została odrzucona. Zapłaciliśmy więc rachunek, ale nie zostawimy tak tej sprawy.
Tadeusz Schmidt, dyrektor jakości z FAP Pafal SA, największego producenta liczników, przyznaje, że firma wymienia partię uszkodzonych urządzeń. - Otrzymaliśmy wadliwą serię wyświetlaczy, wada ujawniła się po roku - mówi dyrektor. - Wymieniamy je stopniowo, ale ta usterka nie powinna mieć wpływu na zużycie energii.
Jak pisze "Polska Dziennik Łódzki" problemy z dostawcami energii są tak powszechne, że powstało Stowarzyszenie Poszkodowanych przez Zakłady Energetyczne. Zrzesza ponad 100 osób, które swoich praw chcą dochodzić przed sądem. Współpracuje z nimi kancelaria Eventus. Są już pierwsze wyroki na korzyść klientów.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Mieszkańcy Łódzkiego idą na wojnę z energetykami