Wciąż nie ma wspólnej deklaracji premierów Litwy, Estonii, Łotwy i Polski w sprawie budowy elektrowni atomowej w Ignalinie. Jej podpisanie zaplanowano na 6 lipca, jednak premier Jarosław Kaczyński niespodziewanie odwołał swoją wizytę w Wilnie. Oficjalnym powodem przesunięcia terminu wizyty na Litwie była sytuacja w polskiej służbie zdrowia.
Dotychczas przewidywano, że firmy reprezentujące cztery kraje będą miały równe udziały w projekcie. Z ustawy wynika, że stronie litewskiej ma przypaść 34 proc., a pozostałym po 22 proc.
Jednak polskie wątpliwości dotyczą nie tylko wielkości udziałów Polskich Sieci Elektroenergetycznych, bo to właśnie ta firma ma być partnerem inwestycji. Polskie władze oczekują też gwarancji dostępu do mocy elektrowni - wyjaśnia "Rz".
Wypowiedź polskiego ministra zaskoczyła przedstawicieli litewskich władz. Riczardas Slapszys zMinisterstwa Gospodarki w Wilnie stwierdził, że jego rząd nie otrzymał żadnej oficjalnej informacji na ten temat - czytamy w dzienniku.
Projekt w Ignalinie ma szczególne znaczenie dla krajów nadbałtyckich. Stara elektrownia była głównym źródłem ich zaopatrzenia w energię elektryczną. Po zamknięciu bloków (pierwszy już przestał pracować) państwa te będą zdane na import energii z Rosji.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Nie ma umowy dot. Ignaliny