Wpływy z publicznych emisji akcji nie będą decydujące dla inwestycji w energetyce. Głównym źródłem finansowania rozwoju elektrowni będzie wzrost cen prądu.
Według deklaracji składanych przez zarząd Enei i przedstawicieli Ministerstwa Skarbu Państwa spółka miała wejść na giełdę najpierw w I kwartale 2008 r., potem w maju, później w lipcu, a teraz mówi się o debiucie w październiku. To opóźnienie powoduje, że przygotowania Enei do debiutu giełdowego już są oceniane jako porażka i zaczynają się nakładać z planowanym terminem debiutu PGE.
- To miał być pilotażowy, wzorcowy projekt prywatyzacji w energetyce, ale się nie udał, bo był robiony na tempo. To jest porażka firmy i Ministerstwa Skarbu - mówi proszący o zachowanie anonimowości menedżer jednej z firm doradczych.
W opinii rozmówców "Gazety Prawnej" ostatnie przesunięcie terminu debiutu wcale nie wynikało z dekoniunktury na giełdzie, lecz było podyktowane problemami z wyceną Enei i akceptacją tej wyceny przez zarząd.
Za daniem pierwszeństwa debiutowi PGE, który może nastąpić w połowie listopada, przemawia choćby to, że jako spółka o dużym udziale w rynku produkcji energii może się sprzedać korzystniej niż Enea i stać się dobrym punktem odniesienia dla publicznej sprzedaży akcji innych firm energetycznych. Jednak dla Enei dalsze odkładanie debiutu jest ryzykowne - czytamy w "Gazecie Prawnej".
- Im szybciej wejdzie na giełdę, tym szybciej będzie mogła pozyskać pieniądze na inwestycje w wytwarzanie energii - mówi rozmówca dziennika z firmy doradczej.
Paradoksalnie, w kontekście pozyskiwania środków na inwestycje dla PGE debiut nie ma aż takiego znaczenia, jak dla Enei, która potrzebuje środków na realizację inwestycji. Odłożony debiut lub jego niepowodzenie oznacza mniejsze możliwości sfinansowania planowanej budowy nowego bloku za około 1,5 mld euro. Opóźnienie debiutu może przesunąć rozpoczęcie inwestycji, której zakończenie planowano na 2015 rok.
Giełda i prywatyzacja zwiększa wiarygodność spółek energetycznych, a przez to możliwości finansowania się środkami zewnętrznymi. Z własnych środków firmy niewiele mogą zrobić. W I kwartale 2008 r., według Agencji Rynku Energii, sektor energetyczny, ale bez przesyłu, zarobił na działalności energetycznej około 1,845 mld zł - o 6 proc. więcej niż w 2007 roku, ale netto tylko około 1 mld zł. To mało. Zdaniem Samera Masri, analityka Aegon PTE, powinno to być nawet ok. 8 mld zł rocznie na samo wytwarzanie energii. Ale zarazem analitycy uważają, że tak naprawdę firmy energetyczne będą szukać finansowania inwestycji przede wszystkim w naszych kieszeniach.
- Tych 8 mld zł to jest około dwa razy więcej niż elektrownie zainwestowały w 2007 roku. Nie ma możliwości, żeby inwestycje osiągnęły oczekiwany poziom bez dalszych podwyżek cen energii - mówi Samer Masri.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Nowe elektrownie nie dzięki giełdzie, lecz podwyżkom cen