Na rząd Donalda Tuska czeka gospodarczy trup w szafie. Do końca stycznia nowy rząd musi zadecydować, jak rozdzielić między przedsiębiorstwa zezwolenia na emisję CO2 do atmosfery. Albo zabraknie stali i cementu na stadiony i domy, albo radykalnie wzrosną ceny prądu.
Zdaniem Talarka każdy niedostatek uprawnień do emisji CO2 oznacza albo konieczność ich zakupu, czyli wyższą cenę stali, albo wstrzymanie produkcji i konieczność jej przywozu z zagranicy. - A my już dzisiaj mamy 55 proc. udziału importu w krajowym zużyciu stali - argumentuje prezes - czytamy w "Gazecie Wyborczej".
Podział zezwoleń na emisję CO2 na lata 2008-12 to część działającego od kilku lat w Unii systemu handlu emisjami CO2. Jego działanie polega na tym, że - upraszczając - każda działająca firma z pięciu podstawowych branż (energetyka, hutnictwo, przemysł cementowy, chemiczny i szklany) dostaje swój indywidualny roczny limit emisji dwutlenku węgla. Zakłady, które mają nadwyżkę uprawnień, mogą je sprzedać na wolnym rynku. A jeśli uprawnień im zabraknie - dokupić. Taki mechanizm ma zachęcać przedsiębiorstwa do redukcji emisji CO2.
W marcu br. Komisja Europejska zadecydowała, że na lata 2008-12 polski przemysł dostanie mniej zezwoleń na emisję CO2 - 208,5 mln ton. Polski rząd domagał się blisko 80 mln ton więcej - napisała "Gazeta".
Bruksela tłumaczyła swoją surowość tym, że w poprzednim okresie rozliczania emisji CO2 (2005-07) Polsce przyznano dużo więcej zezwoleń, niż faktycznie potrzebował przemysł. Przykładowo, w 2005 r. faktyczny poziom emisji CO2 w Polsce wyniósł 203 mln ton, podczas gdy zezwolenia opiewały na... 239 mln ton. Nadwyżka spowodowała, że system handlu emisjami przestał być efektywny. Firmy nie miały zachęty do redukowania emisji ani do inwestowania w przyjazne środowisku technologie. Bruksela postanowiła nie popełnić drugi raz tego samego błędu.
Rząd Jarosława Kaczyńskiego z oburzeniem zareagował na decyzję Komisji. I zaskarżył ją do unijnego trybunału. - Jesteśmy pewni zwycięstwa przed ETS - mówi "Gazecie" Barbara Helfferich, rzeczniczka komisarza ds. środowiska Stavrosa Dimasa.
Wyrok w tej sprawie zapadnie najwcześniej na początku przyszłego roku. A do tego czasu - przynajmniej teoretycznie - rząd powinien rozdzielić pomiędzy polskie firmy ten limit, którą wyznaczyła nam Komisja. Ale rząd tego nie zrobił. Oficjalnie: bo chce poczekać na wyrok. Nieoficjalnie jednak zapowiedziano, że jeśli Europejski Trybunał Sprawiedliwości odrzuci polską skargę, redukcja dotknie każdy sektor po równo, zgodnie z algorytmem zaproponowanym przez Komisję Europejską. I wtedy w wielu branżach zawrzało.
Romuald Talarek z HIPH uważa, że ograniczanie wszystkim branżom po równo byłoby nie tylko niebezpieczne dla gospodarki, ale zwyczajnie niesprawiedliwe: - Przemysł hutniczy na restrukturyzację wydał w ostatnich latach ponad 4 mld dol., także na inwestycje w nowoczesne technologie.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Nowy rząd ma problem z CO2