Nie chcemy wolnego rynku prądu - twierdzi odchodząca ekipa. I zapowiada, że przywróci urzędowe taryfy na ceny energii. - To paranoja, rząd wprowadza tylko chaos - złoszczą się energetycy. Co zrobi nowy rząd?
W piątek premier Jarosław Kaczyński zdymisjonował Szafrańskiego, który zdążył pobyć szefem URE zaledwie trzy miesiące. Powodem odwołania go było to, że nie skonsultował decyzji o uwolnieniu cen prądu z premierem. Według wiceministra skarbu Michała Krupińskiego szef URE powinien porozumieć się z kancelarią przed ogłoszeniem decyzji - czytamy w "Gazecie".
Według rozmówców "Gazety" nowy szef URE może być powołany jeszcze w tym tygodniu. - Zostanie on poproszony, żeby wycofał się z decyzji o uwolnieniu cen - mówi "Gazecie" osoba z kręgów rządowych.
Teoretycznie szef URE jest niezależny. - Żaden przepis prawa nie nakazuje mu konsultowania decyzji z premierem, choć trzeba pamiętać, że uwolnienie cen prądu to jest także kwestia społeczna i polityczna - mówi prawnik z dużej warszawskiej kancelarii. Wprowadzenia zasady całkowitej niezależności regulatorów rynku energii od rządu domaga się też Komisja Europejska.
Według informacji "GW" rząd ma spory problem ze znalezieniem kandydata na nowego prezesa URE. - Kilku już odmówiło - twierdzą źródła "Gazety". Jeśli rządowi uda się znaleźć człowieka, który odwoła decyzję Szafrańskiego i przywróci taryfy, skutki będą potężne.
- Rząd wprowadza chaos - denerwuje się Grzegorz Lot z Vattenfalla, który sprzedaje prąd na Śląsku. Zgodnie z prawem większość firm musiała zatwierdzać taryfy, ale były takie, które takiego obowiązku nie miały. - My np. zgodnie z prawem od 1 lipca nie mamy już zatwierdzanych taryf - mówi Lot. - Zawarliśmy już umowy z elektrowniami, po określonej cenie. Jeśli URE każe nam sprzedawać prąd ze stratą, to nie będziemy tego robić.
Taryfy obowiązywały w tym roku tylko dla zakładów energetycznych, które sprzedają energię firmom i gospodarstwom domowym. Elektrownie mogą już swobodnie negocjować ceny z zakładami energetycznymi. Teraz elektrownie zapowiadają nieuchronne podwyżki cen, bo trzeba budować nowe bloki - szybko rozwijająca się gospodarka potrzebuje coraz więcej energii. Zdaniem energetyków w ciągu pięciu lat powinno w Polsce przybyć 6 tys. megawatów mocy. Nowe bloki powstają w elektrowniach Łagisza, PAK i Bełchatów, ale to zaledwie 2 tys. megawatów. A normy ekologiczne UE powodują, że wiele elektrowni będzie musiało zrezygnować z produkcji - czyatmy w "Gazecie".
- Jeśli nie powstaną nowe elektrownie, możemy mieć niedobory prądu - ostrzega Jan Kurp, prezes Południowego Koncernu Energetycznego.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Odchodzący rząd chce przywrócić taryfy energetyczne