Kolejne państwa ustawiają się w kolejce, aby kupić od Polski zezwolenia na emisję dwutlenku węgla sprzedawane w ramach systemu Organizacji Narodów Zjednoczonych. Prócz rządów chce je kupować także japoński megakoncern Mitsui. W zamian dają nawet ponad miliard dolarów, ale musimy się spieszyć.
Polska dzięki blisko 30-proc. redukcji emisji CO2 w latach 1990-2005 ma jedną z największych nadwyżek na świecie. - Do sprzedania mamy około 600 mln uprawnień do emisji CO2 [tzw. AAU] - mówi "Gazecie Wyborczej" minister środowiska Maciej Nowicki. Szacuje się, że jedno AAU zezwalające na emisję 1 tony CO2, jest warte ponad 10 dol.
Kupnem części polskiej nadwyżki jest zainteresowany rząd Japonii. Przy okazji konferencji klimatycznej ONZ w Poznaniu polski rząd podpisał listy intencyjne o sprzedaży naszych zezwoleń także z Europejskim Bankiem Odbudowy i Rozwoju (EBOiR) występującym w imieniu Irlandii i Hiszpanii. - W sumie ta umowa z EBOiR opiewa na 40 mln euro - mówi Nowicki. Trzeci list intencyjny Polska podpisała z Bankiem Światowym. - Obejmuje on 10 mln ton CO2 - mówi Jacek Wojciechowicz z polskiego biura Banku Światowego.
- Negocjujemy też umowę z rządem Hiszpanii oraz z koncernem japońskim Mitsui, który też bardzo się zainteresował - dodaje Nowicki. Ile w sumie Polska może zarobić? - Nawet 1 mld dol. - mówi Nowicki. A może i więcej, jeśli cena AAU wzrośnie - dodaje.
Jednak zanim rząd będzie mógł podpisać ostateczne umowy na sprzedaż AAU (i zainkasować miliard), musi wejść w życie nowa ustawa o handlu emisjami. Prace nad nią trwają już od wielu miesięcy, a ostatnio znów zostały zablokowane - bo swoje uwagi do tekstu ustawy przedstawiło Ministerstwo Finansów. Mimo że - jak podkreśla Nowicki - ustawa już raz była w uzgodnieniach międzyresortowych. Teraz ustawa trafi na szybką ścieżkę legislacyjną - Nowicki zapewnia, że obiecał mu to premier.
Bank Światowy ostrzega, że Polska nie powinna zwlekać. - Inne kraje też mają nadwyżki. Umowy chcą podpisywać Czechy, Łotwa. Do gry może też wejść Ukraina - mówi Wojciechowicz. Zwłaszcza Ukraina jest groźnym konkurentem, bo ma większą nadwyżkę niż Polska. Na szczęście na razie rząd w Kijowie nie przygotował ani podstaw prawnych do sprzedaży uprawnień, ani systemu weryfikacji danych o nadwyżkach CO2.
Przedstawiciele firm energetycznych dobrze oceniają modyfikacje w unijnym pakiecie energetyczno-klimatycznym, które rząd uzyskał w Brukseli. - Polska wynegocjowała chyba nawet więcej, niż chciała uzyskać - mówi "Gazecie Wyborczej" Jacek Piekacz z Vattenfall Heat Poland. Mniejszym optymistą jest jednak Grzegorz Górski, prezes elektrowni Połaniec z grupy Electrabel. Niepokoi go, że darmowe zezwolenia dostaną tylko działające już elektrownie oraz te, których budowa zaczęła się do końca 2008 r. Nowe bloki, które muszą powstać, aby Polsce nie zabrakło prądu, będą płacić za 100 proc. zezwoleń. - To na pewno zmniejszy ich rentowność i opóźni budowę - mówi Górski. I nie wiadomo, czy dopuszczana przez UE pomoc publiczna (15 proc. wartości inwestycji) jest w stanie to zrekompensować.
- Wynegocjowane porozumienie jest ciężkie, ale trzeba pamiętać o punkcie wyjścia. To, co proponowano nam cztery miesiące temu, to była tragedia. Wynegocjowaliśmy, że dodatkowy koszt 1 MWh to będzie od 32 do 48 zł, a zaczynaliśmy od 160 zł - twierdzi z kolei prof. Krzysztof Żmijewski, koordynator Green Effort Group, koalicji firm energetycznych i przemysłowych.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Ponad miliard dolarów dla Polski za CO2