Przed szpitalami znów pojawia się widmo wielkich długów. Powód: zakłady energetyczne podniosły im ceny prądu o 40 proc.
- W tym samym czasie cena energii, którą sami kupujemy, by potem sprzedać naszym odbiorcom, wzrosła o 76 proc. Ta podwyżka nie jest więc aż tak wysoka - tłumaczy dziennikowi Łukasz Zimnoch, rzecznik Vattenfalla.
Ale dyrektorzy szpitali wiedzą swoje: - To podwyżki jak dla komercyjnych firm, a chyba nie powinniśmy być tak traktowani - mówi Jan Węgrzyn, dyrektor Szpitala Rejonowego w Zabrzu.
Energetycy wyjaśniają, że szpitale z powodu posiadanej aparatury zużywają miliony kilowatów. Dlatego potrzebują m.in. własnych stacji transformatorowych, awaryjnych źródeł zasilania. Prąd dla nich musi więc być droższy. - Można próbować szukać oszczędności - radzi Zimnoch.
- Ale jak? - denerwuje się Węgrzyn. W ciągu ostatnich dwóch lat opłaty za energię elektryczną w jego szpitalu wzrosły o 40 proc. Jeśli w tym roku sytuacja się powtórzy, to szpital na pewno będzie miał stratę. - Żaden dyrektor na pewno nie weźmie się za cięcie pensji, więc tu oszczędzać nie ma jak. A gdybym chciał wymienić żarówki na energooszczędne, musiałbym na nie wydać kilkadziesiąt tysięcy złotych. Zwyczajnie nie mam teraz na to kasy - mówi "Gazecie".
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Prąd kopnie szpitale