Samorządowcy Kadencji wybrani. Oto najlepsi z najlepszych

Smog w Polsce. Stacje pomiarowe nie mówią prawdy o polskim powietrzu?

Nie postawimy stacji pomiarowych w każdej miejscowości w Polsce, choćby ze względów ekonomicznych. Nie oznacza to jednak, że jak stacji pomiarowej nie ma, to nie da się określić stanu jakości powietrza.

• Przez Polskę przetoczyła się wielka dyskusja na temat smogu, która powoli przynosi efekty.

• Chociaż w wielu miejscach brakuje stacji pomiarowych, te, które działają wystarczą do postawienia diagnozy o fatalnym stanie powietrza w naszym kraju.

• Coraz więcej samorządów podejmuje walkę ze smogiem.

O tym, że z jakością powietrza w większości polskich miast, także w miejscowościach wypoczynkowych, a nawet uzdrowiskowych, nie jest najlepiej mówi się od lat - tyle że długo brakowało na to twardych dowodów, bo gminy broniły się przed instalowaniem u siebie urządzeń, które informowałyby o jakości powietrza. Te, które takie dane posiadały, publikowały je niechętnie.

Gdy jednak w styczniu tego roku Polski Alarm Smogowy wraz z Radiem Kraków postawili w Białce Tatrzańskiej pyłomierze, okazało się, że średniodobowe stężenie pyłu PM10 wynosiło (23 stycznia br.) 113 µg/m3 (mikrogramów na metr sześcienny) przy normie wynoszącej 50 µg/m3. W sąsiednim Zakopanem średniodobowe stężenie PM10 było jeszcze wyższe i wyniosło 172 µg/m3.

Takie działania Alarm Smogowy prowadził także na Dolnym Śląsku, z podobnymi, przerażającymi wręcz wynikami.

Nie ma stacji, nie ma problemu

Przez Polskę przetoczyła się wielka dyskusja na temat smogu, która powoli przynosi efekty. W wielu miejscach brakuje jednak stacji pomiarowych.

- Stacje są nam potrzebne, bo jak ich nie ma, to ludzie mają naturalne przekonanie, że akurat u nich jest lepiej niż gdzie indziej - mówi Andrzej Guła z Polskiego Alarmu Smogowego.

Ekolog dodaje jednak od razu, że dane, które mamy z dzisiaj istniejących stacji są zupełnie wystarczające do postawienia diagnozy o fatalnym stanie powietrza w Polsce.

- Diagnozę na podstawie tej sieci, którą mamy można postawić, ale problem jest z tym, co dalej. Należałoby wzmocnić Krajową Inspekcję Środowiska. Trzeba sobie powiedzieć, że jak chcemy rozwijać sieć stacji pomiarowych, to za tym muszą iść ludzie, etaty itd. Samo dokupienie sprzętu to pewnie jest dzisiaj najmniejszy problem - poważniejszym są kwestie kadrowe. Jeśli chcemy iść do przodu, to musimy to rozwijać równomiernie - wylicza Andrzej Guła.

Ze stacjami pomiarowymi jest rzeczywiście bardzo różnie. W niektórych miastach jest ich kilka, w innych jedna czy dwie i nie zawsze ma to oczywisty związek z wielkością miasta.

Nie wszystkie stacje dokonują także identycznych pomiarów. Tu dowolność jest bardzo duża.

Przykładowo, stacja w Legnicy mierzy zanieczyszczenie powietrza przez poziom tlenków azotu, benzo(a)pirenu w PM10, tlenku węgla, pyłu zawieszonego, nikilu, arsenu, benzenu, dwutlenku azotu, kadmu w PM10, ołowiu w PM10, ozonu i dwutlenku siarki.

Stacja w centrum Częstochowy mierzy już tylko poziom zanieczyszczenia tlenkami azotu, tlenkiem węgla, pyłem zawieszonym PM10, dwutlenkiem azotu i dwutlenkiem siarki.

W niemałym przecież Nowym Targu jest tylko jedna stacja, która mierzy benzo(a)piren w PM10, pył zawieszony PM10 i dwutlenek siarki.

Stacja w Rabce (tu nie dziwi, że jedyna) informuje o stopniu zanieczyszczenia przez benzo(a)piren i pył zawieszony PM10.

Paweł Karpiński, wicedyrektor wydziału ochrony środowiska z Dolnośląskiego Urzędu Marszałkowskiego, mówi jednak zdecydowanie, że stacji wszędzie nie postawimy, bo to nierealne choćby ze względów ekonomicznych, poza tym wcale nie jest to konieczne.

- Żeby wiedzieć, jaki jest stan powietrza w konkretnej gminie, wcale nie trzeba mieć tam urządzeń pomiarowych. Sieć w Polsce jest na tyle gęsta, że da się stopień zanieczyszczenia powietrza ustalić metodą obliczeniową, oczywiście z pewnym błędem, ale pamiętajmy, że to może być błąd w górę, ale i w dół - tłumaczy.

- O tym, czy mamy w gminie czyste powietrze, możemy się przekonać także sprawdzając, jaki procent mieszkańców pali w piecach węglowych - dodaje wicedyrektor.

 - Jeśli w mieście połowa czy więcej domów jest opalanych węglem, to w okresie grzewczym smog mamy na sto procent i stacja niczego tu nie zmieni, bo tak naprawdę nie ma znaczenia, o ile przekraczamy normy. Czy to będzie o 100 procent, czy o 200, to jest to bardzo szkodliwe i musimy podejmować wszelkie działania, żeby to zjawisko powstrzymać - kontynuuje.  

Andrzej Guła  zwraca jednak uwagę, że trzeba doceniać wartość państwowego monitoringu.

- Przecież gdyby nie było tak powszechnego dostępu do informacji o stanie powietrza, chociażby w Krakowie, to dyskusja o problemie smogu wyglądałaby zupełnie inaczej - zauważa.

Samorządy dostrzegły problem

Jak twierdzą nasi rozmówcy, dzisiaj wielu wójtów, burmistrzów czy prezydentów mówi, że chce mieć u siebie stacje, niektóre samorządy nie czekają aż zrobi to WIOŚ, a instalują je same.

Samorządowcy podejmują też inne, istotne działania.

Burmistrz Skawiny zdecydował na przykład, że w okresie alarmów smogowych po mieście będzie jeździć straż miejska i informować o takiej sytuacji.

- Rzeczywiście są takie przykłady odważnych działań wielu burmistrzów, którzy nie chcą już ukrywać problemu, ale głośno o nim mówią - przyznaje Andrzej Guła i przypomina decyzję prezydenta Rybnika, który podczas smogowych dni zeszłej zimy zdecydował się na zamknięcie szkół i przedszkoli.

- To było bardzo odważne działanie, pokazujące, że samorządowcy chcą ten problem rzeczywiście rozwiązać. Często apelują w związku z tym do ministerstwa, do rządu o wsparcie - dodaje nasz rozmówca.

Przykładem na to, że problem smogu dotyczy niemal wszystkich, jest choćby Muszyna. Burmistrz Jan Golba jeszcze niedawno mówił, że u niego w gminie powietrze jest lepsze niż pokazują uśrednione pomiary.

Kiedy jednak stanęła w Muszynie stacja Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Krakowie, okazało się, że i w tym uzdrowisku zdarzają się dni z przekroczonymi normami.

- Już wiemy, że Muszyna na problem z benzoapirenem, ma problemy z przekroczeniami pyłu zawieszonego - wylicza Andrzej Guła i dodaje:

- To jest jakieś kuriozum, że w Polsce nie mamy stałego monitoringu powietrza w uzdrowiskach. Jest niewiele uzdrowisk, które takie pomiary robią.

A dodać trzeba, że monitoring powietrza powinien być bardzo dokładny i udostępniany w trybie online.

Trzeba dodać, że burmistrz Golba nie stara się unikać tematu. Wręcz przeciwnie - robi co może, aby w jego gminie powietrze było takie, jak być w uzdrowisku powinno.

Wyniki pomiarów z Muszyny są od kilku miesięcy udostępnione na stronie internetowej urzędu miasta, w planach jest także montaż dwóch tablic multimedialnych w mieście, gdzie informacje będą wyświetlane na bieżąco.

 - To najlepszy sposób na walkę z osobami, które palą śmieci w piecach. Będę te wyniki publikował: czy będą dobre, czy złe. Będę starał się, by ta informacja docierała do mieszkańców. Jeżeli będzie świadomość, że w danym rejonie jest zanieczyszczone powietrze, to stworzy się swego rodzaju presja - podkreślał w rozmowie z Radiem Kraków Jan Golba.

Smog jako problem polityczny

Paweł Karpiński z Dolnośląskiego Urzędu Marszałkowskiego mówi, że nadzieją na poprawę sytuacji jest to, że smog stał się jednym z problemów politycznych:

- Dzisiaj wszyscy kandydaci na prezydenta Wrocławia w przyszłorocznych wyborach samorządowych jako jeden z głównych punktów programów mają walkę ze smogiem - zauważa. - Presja mediów, organizacji ekologicznych, mieszkańców robią swoje. Choć nadal jeszcze są mniejsze miejscowości i gminy, gdzie wolą ten problem przemilczeć lub mówią, że zawsze ludzie palili węglem i nic złego się nie działo.

Przedstawiciel Dolnośląskiego Urzędu Marszałkowskiego podkreśla także, że odpowiedzialna gmina sama powinna zlecić badania stanu powietrza dobrej firmie, mieć dane jak mieszkańcy ogrzewają domy, ile procent pali w piecach węglowych, ponieważ te samorządy, które nie będą zdiagnozowane, nie sięgną po środki unijne na ochronę środowiska.

Samorząd, który ma rzetelne badania, może wystąpić do Wojewódzkiego czy Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska o dotacje.

Sama wymiana pieców problemu nie rozwiąże, bo kłopotem nie do pokonania mogą się okazać koszty ogrzewania.

- Co prawda porównanie na papierze kosztów ogrzewania węglem i gazem nie pokazuje wielkich różnic, ale w rzeczywistości ci, którzy mają piece węglowe płacą mniej, bo palą jakimiś odpadami. Dlatego musimy stworzyć cały system, a nie - tak jak to zwykle u nas - robić wielkie, szumne akcje. Bo jak się ograniczmy tylko do zwrotu pieniędzy za gazowe piece, to po dwóch latach się okaże, że ludzie mają gaz, ale palą miał czy śmieci, bo na ten gaz ich nie stać - zwraca uwagę Paweł Karpiński.

Logowanie

Dla subskrybentów naszych usług (Strefa Premium, newslettery) oraz uczestników konferencji ogranizowanych przez Grupę PTWP

Nie pamiętasz hasła?

Nie masz jeszcze konta? Kliknij i zarejestruj się teraz!