Producent mierników negocjuje z bankiem zmianę umów opcyjnych. I walczy o eksport na Zachód.
Przyznaje jednak, że pewnym kłopotem są opcje walutowe, które Sonel zawarł w zeszłym roku. Na koniec 2008 r. ich ujemna wycena wynosiła 2,66 mln zł, a dziś jest o "kilkaset" tysięcy złotych większa (szacunki prezesa). Firma uiszcza płatności wynikające z umów opcyjnych. Z raportu kwartalnego wynika, że przekazuje do banku 220 tys. EUR miesięcznie, a to więcej, niż wynoszą jej wpływy walutowe.
Sonel szacuje, że w zeszłym roku na zrealizowanych transakcjach opcyjnych zanotował miał około 400 tys. zł straty. W bieżącym kwartale, kiedy złoty dalej się osłabia, będzie to prawie 500 tys. zł (szacunek z raportu za IV kw.). - Rozmawiamy z bankiem o zrestrukturyzowaniu tych płatności, a finansiści wydają się zainteresowani polubownym rozwiązaniem sprawy. Na tym etapie negocjacji nie zamierzamy występować w tej sprawie do sądu - deklaruje w "PB" prezes .
Jednocześnie zarząd szuka dla firmy nowych rynków zbytu.
— Dramatycznie spadła sprzedaż na Wschodzie, przede wszystkim na Ukrainie. Postaramy się zastąpić ten kierunek eksportem do Europy Zachodniej i na inne rynki zagraniczne, jednak nie da się tego szybko zrobić — wyjaśnia Krzysztof Wieczorkowski.
Mimo to prezes nie traci nadziei. Przekonuje, że ma atuty. Po pierwsze, wprowadził do oferty nowe mierniki, z których część zostanie wyprodukowana w Azji, co powinno znacznie poprawić marże. Po drugie, słaby złoty pozwala mu na stosowanie agresywnej polityki cenowej za granicą.
— Ale bądźmy realistami. Wszyscy klienci boją się kryzysu i wolą ciąć wydatki, niż je zwiększać — mówi Krzysztof Wieczorkowski.
Dlatego Sonel sam też oszczędza, gdzie się da.
— Optymalizujemy wydatki, tniemy koszty stałe. Ponadto, w związku z nieco mniejszą sprzedażą w pierwszych dwóch miesiącach roku, dostosowujemy moce produkcyjne do obecnego popytu. Dlatego 3 proc. załogi zostało zwolnione. Dalsze zwolnienia to jednak ostateczność — zapewnia Krzysztof Wieczorkowski.