Władze Litwy zastanawiają się, czy Polska rzeczywiście chce uczestniczyć w budowie elektrowni atomowej w Ignalinie i czy będą w stanie spełnić nasze warunki.
- Jeśli ktoś wypadnie z tego przedsięwzięcia, to możemy na jego miejsce przyjąć nowego partnera - stwierdził Navickas. W ten sposób skomentował oczekiwania polskich władz, które chcą, by w budowę elektrowni atomowej na Litwie zaangażowała się Polska Grupa Energetyczna (z udziałem PSE), ale pod warunkiem że zyska dostęp do odpowiednio dużej mocy.
Elektrownię wstępnie zaplanowano na 1600 megawatów, a Litwini chcą (zgodnie z nowo obowiązującym w tym kraju prawem) mieć 34 proc. udziałów w tym przedsięwzięciu. W takiej sytuacji dla pozostałych uczestników, czyli firm z Łotwy, Estonii i Polski, pozostanie tylko po 22 proc., przy czym każdy z inwestorów miałby proporcjonalny do udziałów dostęp do mocy. Minister gospodarki Piotr Woźniak zastrzegł ostatnio, że tak mały udział nie interesuje Polski. Nawet jeśli Ignalin 2 będzie mieć moc 3200 megawatów, a polska firma dostęp do około 700 megawatów, to może nie być wystarczające - czytamy w "Rz".
Łotwie wystarczy dostęp do około 500 megawatów. - Ale nie chcemy wymieniać konkretnych liczb, by nie zniszczyć tego projektu, nie stawiamy więc żadnego ultimatum - mówił wczoraj w Wilnie minister Juris Strod. Dostęp do mocy elektrowni nie jest jedynym problemem. Polskie władze oczekują, że w tym przedsięwzięciu uczestniczyć będą tylko firmy kontrolowane przez rządy czterech krajów. Tymczasem stronę litewską w konsorcjum inwestorów będzie reprezentował prywatny koncern NDX Energija.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Trudne polskie warunki w sprawie Ignalina