Podczas panelu poświęconego unijnemu systemowi handlu emisjami na III Europejskim Kongresie Gospodarczym zaproszeni goście podzielili się swoimi doświadczeniami i uwagami na temat trzeciej fazy systemu, której realizacja rozpocznie się w 2013 roku.
Przypomniała też, iż od 2013 roku przewidywany wskaźnik redukcji emisji wynosi 1,74 proc. rocznie, co oznacza, że nawet jeżeli nie będziemy wiedzieć, co stanie się w fazie czwartej, to redukcja emisji będzie postępować, o ile nie zajdą w tym czasie zmiany w dyrektywie. W swoim wystąpieniu nawiązała także do projektowanych założeń systemu aukcji oraz offsetów. - Nadal pozostaje tu wiele niewiadomych co do szczegółowych rozwiązań w tym zakresie, które wymagają uzgodnienia - podkreśliła.
Nawiązała także do planów wprowadzenia 30 proc. poziomu redukcji emisji, stwierdzając jednak, że jego osiągnięcie na szczeblu Polski, jak również całej Unii, nie jest obecnie możliwe.
Andy Taylor z Bureau Veritas przedstawił sytuację w zakresie monitoringu, raportowaniu i weryfikacji systemu. - Tak jak wspomniała moje przedmówczyni, w trzeciej fazie wdrażania systemu pojawią się pewne zmiany w tym zakresie. Duża zmiana dotknie właśnie weryfikacji raportowania - wejdą bowiem w życie dwa nowe rozporządzenia, wynikające z artykułu 14 i 15 zmienionej dyrektywy. Główna zasada tych rozwiązań to nie rewolucja, a ewolucja, a więc zmiany te nie będą drastyczne. Ich celem jest przede wszystkim poprawa wiarygodności całego systemu handlu emisjami i jego ujednolicenie - zapewnił.
Jego zdaniem jest to niezwykle istotny aspekt całego systemu, gdyż monitorowanie i weryfikacja jego postanowień powinno być jednakowe na całym obszarze obowiązywania. - Prace nad tymi dokumentami powoli dobiegają końca i ma ono wejść w życie z końcem tego roku. Znajdą więc one zastosowanie dopiero w przypadku raportów za rok 2013 - poinformował. Według niego celem wprowadzanych zmian jest także możliwe uproszczenie wszelkich czynności związanych z raportowaniem procesu handlu emisjami.
Przemysław Sikora, ekspert z Krajowego Administratora Systemu Handlu Uprawnieniami do Emisji, przedstawił zagadnienia związane z zasadami przyznawania pozwoleń, problemem carbon leakage oraz derogacji dla sektora energetycznego. Przyznał, że w trzeciej fazie realizacji systemu pojawiły się na tym tle kwestie sporne, ale niestety nie udało się przeforsować naszej wizji ich rozwiązania. – Dotyczyło to choćby kwestii zasad ustalania benchmarków dla konkretnych paliw – powiedział. Jego zdaniem najpoważniejsze konsekwencje braku tych rozwiązań dotkną takich branż jak papiernictwo, chemia czy ciepłownictwo.
- Kolejna wątpliwość dotyczy braku czasu na zaadaptowanie nowego prawa. Prywatne firmy nadal nie wiedzą, jak wyliczać emisje oraz ile pozwoleń otrzymają w tej fazie, a to oznacza dla nich poważne ryzyka biznesowe. Widzimy też możliwość wypaczenia konkurencji na rynku, zarówno w ramach UE, jak i poza jej granicami. Wiąże się to z problemem carbon leakage, który szczególnie widoczny jest w Polsce czy Rumunii, które to kraje mają najdłuższe granice zewnętrzne Unii i będą musiały zmierzyć się z problemem ucieczki przedsiębiorstw poza ramy Unii - dodał.
Mark Lewis, managing director, Commodities Research w Deutsche Bank, przedstawił możliwe konsekwencje wycofania się Niemiec z energetyki jądrowej dla całego pakietu energetyczno-klimatycznego, w tym dla systemu handlu emisjami. – Według mnie ta decyzja wydaje się przesądzona i jest tylko kwestią czasu. Odbije się to znacząco na całym systemie - będzie bowiem de facto oznaczało podniesienie celu dla całej Unii z 20 do 24 proc. redukcji emisji – stwierdził. Jego zdaniem wyłączenie niemieckich elektrowni jądrowych zaowocuje bowiem powrotem do tradycyjnych źródeł energii.
Według niego różnica pomiędzy rynkiem handlu emisjami a choćby rynkami ropy czy gazu jest taka, że w tym przypadku wiemy z góry, jaka będzie podaż na rynku. - Wiemy bowiem, o ile w każdym roku mniej pozwoleń zostanie wydanych i jakie będzie zapotrzebowanie na emisje aż do roku 2070. Możemy więc skoncentrować się na stronie popytowej rynku – zauważył.
Jego zdaniem im większy będzie udział OZE w realizacji celu, tym niższy będzie poziom emisji oraz ich cena. – Mamy więc zejść z obecnego poziomu 600 TWh do 1200 TWh do roku 2030. Jest to bardzo ambitny cel i może być problem z jego wypełnieniem. W naszym modelu uznaliśmy, że uda się nam w tej perspektywie dojść do poziomu około 900 TWh - dodał.
Andrei Marcu, wiceprezes spółki Mercuria, przyznał, że z punktu widzenia firmy traderskiej to, co dzieje się obecnie na europejskim rynku handlu emisjami, jest bardzo interesujące. - Trzeba jednak patrzeć na ten problem w kontekście globalnym. Unia Europejska nie może być pod tym względem samotna wyspą, a tak póki co jest - podkreślił.
Przypomniał, że system EU ETS jest efektem protokołu z Kioto, ale miał być pierwotnie tylko jednym z regionalnych systemów tego typu. – Póki co system taki nie powstał ani w Japonii, ani w USA, ani w Rosji i nic nie wskazuje na to, aby miało się to zmienić – dodał. W tym kontekście powodzenie całej tej idei zależeć będzie od negocjacji międzynarodowych i od przyszłych porozumień w tym zakresie.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Unijny system handlu emisjami - będzie ewolucja, a nie rewolucja