Elektrownie atomowe wracają do łask. Na świecie buduje się obecnie 29 elektrowni jądrowych. Coraz to nowe kraje deklarują, że zbudują kolejne. Klub krajów czerpiących energię z atomu powiększa się też o nowe państwa.
Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej w opublikowanym 23 października raporcie przewiduje, że w 2030 r. moc wzrośnie do 447 gigawatów, i to w wariancie pesymistycznym. Jeśli bowiem wszystkie zapowiadane przez państwa projekty zostaną zrealizowane, to moc siłowni jądrowych w 2030 r. wyniesie aż 679 gigawatów. W 2020 r. prąd wytworzony w siłowniach jądrowych będzie wart od 80 do 100 mld dol.
Najbardziej głodna energii jest Azja. I to tam powstaje większość elektrowni - aż 15 z 29 reaktorów w budowie przypada na ten kontynent. Najwięcej energii potrzebują oczywiście dwa azjatyckie kolosy - Chiny i Indie. Skala planowanych inwestycji jest naprawdę imponująca - dziś zaledwie 3 proc. energii w Indiach pochodzi z atomu. Ale powstaje tam siedem nowych reaktorów - w 2022 będą produkować 10 proc. energii, w 2052 r. aż 26 proc. W tyle nie pozostają też Chiny - buduje się tam cztery nowe reaktory, a władze zapowiadają przetargi na kilka kolejnych - wymienia dziennik.
Renesans energetyki jądrowej przeżywa także Europa. We Francji, gdzie już 78 proc. energii elektrycznej wytwarzane jest w siłowniach jądrowych, za kilka lat będzie uruchomiony kolejny reaktor we Flamanville w Normandii. W zeszłym roku Bułgaria rozstrzygnęła przetarg na budowę elektrowni atomowej w Belene.
Do nowych elektrowni jądrowych przymierzają się także Rumuni i Słowacy. Na razie w Rumunii 18 proc. energii pochodzi z siłowni jądrowych. W 2015 r. ma się skończyć budowa dwóch nowych reaktorów w elektrowni Cernavoda. W sumie elektrownia ta będzie miała cztery reaktory. Trwa przetarg na budowę elektrowni. Inwestycja ma kosztować 2,2 mld euro. Ale na tym nie koniec - rumuński premier Calin Tariceanu zapowiedział, że po 2015 r. Rumunia chce wybudować kolejną elektrownię jądrową.
Słowacy, których dostawca energii - firma Slovenské Elektrárne należy do włoskiego koncernu Enel, budują dwa kolejne bloki w Mochowcu. Dołączą one do dwóch postawionych w latach 80. Wszystkie są wyposażone w reaktory rosyjskiego typu WWER, ale nowe reaktory dostarczy czeska Škoda, która kupiła licencję jeszcze w czasach radzieckich - wyjaśnia "GW".
Bloki, które mają ruszyć w 2012 r., zastąpią stare reaktory czarnobylskiego typu RBMK, których Słowacja musi się pozbyć, bo obiecała to, wchodząc do UE. Po zainstalowaniu nowych mocy w Mochowcu ma się zacząć budowa kolejnego bloku elektrowni w Bohunicach, gdzie już działają dwa reaktory.
Do klubu państw atomowych zamierzają dołączyć także Białorusini. Prezydent Aleksander Łukaszenko zapowiedział budowę elektrowni, która mogłaby się zacząć w 2009 r. Plany budowy nowej elektrowni jądrowej mają także Węgry.
Nowe atomowe moce instaluje także Finlandia. Za kilka lat ma powstać nowy blok elektrowni w Olkiluoto. Po raz pierwszy uruchomiony zostanie tam reaktor EPR. To najnowsze dziecko giganta technologii jądrowych - francuskiej-niemieckiej firmy Areva. Francuzi i Niemcy z jego pomocą chcą podbić nie tylko Europę, ale także Azję i USA. Amerykanie bowiem, niegdyś potęga w energetyce jądrowej (działają tam 103 elektrownie), teraz trochę wypadli z obiegu.
Producent reaktorów w USA - firma Westinghouse należąca zresztą w większości do japońskiej Toshiby - dawno nie wygrał żadnego przetargu w Europie. Westinghouse ostatnio także wypuścił nowy produkt - reaktor AP 1000, i zapowiada walkę o zagraniczne rynki. W samych Stanach trzeba będzie zastępować elektrownie jądrowe, które po kilkudziesięciu latach eksploatacji kończą swój żywot. Mówi się o zainstalowaniu 30 nowych reaktorów - czytamy w "Gazecie".
Trzeci atomowy potentat to Rosjanie. W samej Rosji działa 31 reaktorów, siedem jest w budowie. Ale Rosjanie próbują także podbijać zagraniczne rynki. Eksportowe ramię ich atomowego monopolisty Rosatomu - Atomstrojeksport - wygrało w 2006 r. przetarg na budowę nowego bloku w Bułgarii, zostawiając w pobitym polu Westinghouse'a.
Rosjanie budują także jedną elektrownię w Indiach i jedną w Chinach. Najsłynniejszym projektem Atomstrojeksportu jest jednak elektrownia w Buszer w Iranie. Przyprawia świat o ból głowy, bo wielu ekspertów obawia się, że Irańczycy mogą próbować wykorzystać ją do produkcji broni jądrowej. Rosjanie mają też spore szanse na zwycięstwo w przetargu na budowę elektrowni jądrowej na Białorusi. Kuszą prezydenta Aleksandra Łukaszenkę kredytami na budowę elektrowni, ale Białorusini zaprosili też Arevę i Toshibę.
Kolejnym krajem, który w ciągu kilku lat zamierza wybudować nową elektrownię jądrową w miejsce starej, jest Armenia. Także tam Rosjanie, z którymi Armenia tradycyjnie utrzymuje dobre stosunki, mają wielkie szanse na zgarnięcie kontraktu. Nową elektrownię jądrową - jeśli zgodzi się na to parlament - wybudują także Węgry.
Ostry bój między o nową elektrownię jądrową w Ignalinie będzie także na Litwie. Na pewno wystartuje Areva, być może także Amerykanie i Japończycy.
W Europie Środkowej tylko Polska i Austria są bezatomowymi wyspami. Wprawdzie krajowy potentat Polska Grupa Energetyczna planuje w 2023 r. uruchomić elektrownię jądrową, ale na razie tylko się o niej mówi. Tymczasem z analiz sporządzonych przez jedną z firm energetycznych wynika, że w 2020 r. koszt jednej megawatogodziny prądu wyprodukowanego z węgla to ok. 260 zł. Megawatogodzina prądu z atomu kosztowałaby tylko 132 zł. - wylicza "Gazeta Wyborcza"
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Wielki renesans elektrowni atomowych