Nie ma porozumienia między ministrem gospodarki a ministrem finansów w sprawie zakładów energochłonnych.
Ministerstwo Gospodarki chce obniżenia akcyzy dla tych firm o połowę, a w niektórych przypadkach nawet do zera. Od dwóch miesięcy nie otrzymało w tej sprawie odpowiedzi od Ministerstwa Finansów. Tymczasem zakłady energochłonne ślą alarmujące listy do obu resortów. Skarżą się na wzrost kosztów energii i boją bankructwa.
Witold Lisicki z Ministerstwa Finansów wyjaśnia, że w resorcie nie podjęto jeszcze ostatecznej decyzji, ale raczej będzie ona odmowna. Rzecznik resortu przypomniał, że podatek akcyzowy od energii elektrycznej nie był podnoszony od 7 lat. Lisicki powiedział, że w ocenie ministerstwa, ten czynnik nie ma dużego udziału w kosztach funkcjonowania przedsiębiorstw, bo zaledwie około 7 procent. Ministerstwo Gospodarki podziela jednak niepokój firm: jeśli zakłady upadną, nie zapłacą podatków w ogóle, nie będzie też produkcji.
W opinii Tomasza Dąbrowskiego z Departamentu Energetyki, sytuacja jest taka, że można ściągnąć akcyzę, a utracić znacznie większe wpływy z innych tytułów. W rozmowie z IAR Dąbrowski podkreślił, że "trzeba wnikliwie analizować, co jest prawdziwym interesem państwa".
Według danych statystycznych przytaczanych przez Ministerstwo Gospodarki, propozycja obniżenia akcyzy na energię dotyczyłaby około 70 zakładów i około 12 terawatogodzin energii. Przy obniżeniu akcyzy o połowę, wpływy budżetowe z tego źródła zmniejszyłyby się o 140 milionów złotych. Uratowano by jednak produkcję wielu zakładów, a więc i ogromne wpływy z podatków, które te firmy płacą, podsumowuje Tomasz Dąbrowski, z Ministerstwa Gospodarki.