W przyszłorocznej kampanii wyborczej w Niemczech politycy będą się spierać o to, czy zamykać elektrownie atomowe, czy nie.
Z formalnego punktu widzenia los działających dziś w Niemczech 17 elektrowni atomowych (to z nich pochodzi jedna czwarta prądu produkowana w Niemczech) jest przesądzony. W 2022 r. ma zostać wyłączona ostatnia z nich - elektrownia Neckarwestheim. Tak przewiduje przeforsowana osiem lat temu przez koalicyjny rząd SPD i Zielonych nowelizacja prawa o energetyce atomowej - przypomina "Gazeta".
Gdy w 2005 r. powstawał rząd Angeli Merkel, chadecy i socjaldemokraci uzgodnili, że programu "wyjścia z atomu" będą się trzymać. Wyłączono dwa stare reaktory, a kolejny, 34-letni reaktor w elektrowni w Biblis w południowej Hesji ma zostać wyłączony pod koniec tego roku. Zwolennicy atomu, chadecja, liberałowie oraz niemieckie kręgi przemysłowe chcą proces powstrzymać, zanim zamknięte zostaną najnowocześniejsze niemieckie elektrownie atomowe. - Nie jesteśmy w stanie w najbliższym czasie zastąpić ich elektrowniami słonecznymi i wiatrowymi - mówił już dwa lata temu Christian Wullf, chadecki premier Dolnej Saksonii - przypomina "Gazeta".
Zwolennicy utrzymania elektrowni atomowych podkreślają, że nie emitują one dwutlenku węgla do atmosfery - co w dobie walki z ociepleniem klimatu ma spore znaczenie. Politycy CDU twierdzą nawet, że elektrownie atomowe produkują "ekologiczny prąd". Poza tym nie potrzebują ciągłych dostaw surowców, tak jak elektrownie gazowe, które trzeba zasilać coraz droższym importowanym gazem. W końcu energetyka jądrowa jest według nich tańsza niż alternatywy. Podkreślają też, że te ostatnie ciągle są mrzonkami. Do dziś nie powstały jeszcze budowane na platformach morskich parki wiatrowe ani węglowe elektrownie, które nie emitują CO2 - czytamy w "GW".
Przeciwnicy atomu - Zieloni i socjaldemokracja - zwalczają elektrownie atomowe jako "tykające bomby zegarowe" i nimi straszą. Chodzi albo o powtórkę Czarnobyla, albo o zamach terrorystyczny na niemieckie elektrownie, albo w końcu o to, że paliwo jądrowe może wpaść w niepowołane ręce i stać się zalążkiem atomowego arsenału. Protestują też przeciwko składowaniu w Niemczech nuklearnych odpadów. Zastrzeżenia są całkiem na czasie. W czerwcu okazało się, że w najstarszym niemieckim składowisku odpadów nuklearnych, w kopalni soli Asse II pod Wolfenbütel, od kilkunastu lat wycieka radioaktywny koktajl zawierający m.in. pluton. Naukowcy opiekujący się składowiskiem o sprawie wiedzieli, ale nikogo o niej nie informowali.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Atomowe starcie w Niemczech