- Jeśli na dzisiejszym unijnym szczycie w Brukseli nie dojdzie do porozumienia, to nie będzie wina Polski ani żadnego innego biednego państwa Unii - deklarują polscy dyplomaci.
Na początku elektrownie musiałby kupować tylko 30 proc. zezwoleń, potem z każdym rokiem coraz więcej - a 100 proc. dopiero po 1 stycznia 2020 r. Francuzi zaproponowali też, by Polska i inne kraje, które zechcą, mogły wprowadzić u siebie system tzw. benchmarkingu. Polega on na tym, że elektrownia stosująca najlepszą dostępną technologię na rynku dostaje pozwolenia za darmo, a inne "brudniejsze" kupują je w ilościach zależnych od tego, jak bardzo ich technologie odbiegają od najlepszych - przypomina "Gazeta".
Ale i ta propozycja nie do końca satysfakcjonuje polski rząd. Podobnie jak inna zmiana pakietu, mówiąca o przekazywaniu biedniejszym państwom Unii dodatkowych zezwoleń na emisję CO2, które można by spieniężyć, a zyski przeznaczyć np. na modernizację elektroenergetyki.
Już wcześniej Komisja proponowała, by biedniejsi dostawali o 10 proc. więcej pozwoleń. Francuzi chcą dać 12 lub 13 proc. dodatkowych pozwoleń.
- Tylko wtedy, gdy bogate państwa wykażą się większą solidarnością, są szanse na kompromis - dodaje Mikołaj Dowgielewicz, szef Urzędu Komitetu Integracji Europejskiej.
Francuzi dodali też nową zasadę, do której od dawna przekonywali m.in. Węgrzy: 3 proc. wszystkich pozwoleń miałoby być rozdzielane zależnie od tego, jak bardzo dany kraj zmniejszył swoje emisje od 1990 r., czyli zgodnie z wymogami protokołu z Kioto. Takie rozwiązanie będzie korzystne dla Polski, lecz przede wszystkim dla Węgier, Bułgarii, Estonii, Litwy, a niekorzystne dla Hiszpanii, Portugalii, Włoch.
Polski rząd podchodzi do tych propozycji chłodno. - Trudno oceniać wycinkowo samą propozycję podwyższenia dodatkowego limitu do np. 12 proc. To musi być połączone z innymi elementami. Zresztą propozycja 12-13 proc. jest bardzo skromna - mówi "Gazecie" wiceminister gospodarki Marcin Korolec.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Bruksela decyduje o losach klimatu