- Jedynym sposobem ubiegania się o zwrot nadpłaconego podatku jest postępowanie na drodze administracyjnej. Elektrownie wiedzą o tym i dlatego bardzo ostro walczą o zwrot akcyzy. Są świadome, że jeśli przegrają ze Skarbem Państwa i odbiorcami to czekają je kolosalne wydatki - mówi dr Filip Elżanowski, ekspert Forum Odbiorców Energii Elektrycznej i Gazu.
- Wytwórcy tak na dobre zaczęli się domagać zwrotu akcyzy, a precyzyjniej rzecz biorąc zwrotu ich zdaniem nadpłaconej akcyzy po wyroku Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości, który na początku 2009 roku stwierdził, że Polska złamała prawo wspólnotowe nie implementując do polskiego prawa przepisów, z których wynikało, że od stycznia 2006 roku akcyzę powinni płacić sprzedawcy, a nie wytwórcy energii elektrycznej. Moim zdaniem roszczenia wytwórców pojawiły się jednak tak naprawdę dlatego, bo właśnie odbiorcy zaczęli się domagać od nich i spółek obrotu często należących do tych samych grup energetycznych zwrotu akcyzy na drodze cywilnoprawnej. Ocenili za wyrokiem ETS, że skoro przepisy na podstawie których była pobierana akcyza były niezgodne z przepisami wspólnotowymi to znaczy, że akcyza została pobrana bez podstawy prawnej, a zatem należy się jej zwrot, bo w państwie prawa oddaje się świadczenie pobrane bez podstawy prawnej.
To na koniec będzie tak, że za indolencję władz zapłacimy wszyscy, bo elektrownie odzyskają akcyzę od urzędów skarbowych, oddadzą je spółkom obrotu, a te zwrócą ją odbiorcom przemysłowym?
- Wytwórcy mniej więcej w ten sposób rozumują, ale niewiele jeszcze wiadomo na pewno. Sądy administracyjne na razie orzekają różnie i jedne oceniają, że wytwórcom należy się zwrot akcyzy, a inne, że się nie należy. Na rozstrzygnięcie pewnie będzie trzeba czekać latami, bo procedura odwoławcza jest długa. Ryzyko grup energetycznych polega na tym, że ich wytwórcy mogą przegrać ze Skarbem Państwa, a jednocześnie ci sami wytwórcy lub spółki obrotu mogą przegrać z odbiorcami. W takiej sytuacji energetyka musiałaby oddać akcyzę odbiorcom, a nie dostałaby pieniędzy z budżetu. Oczywiście teoretycznie w obu grupach spraw wyroki powinny być takie same, ale kto stawał przed sądami ten wie, że to tylko teoria.
Czy gdyby elektrownie przegrały procesy administracyjne to mogłyby dochodzić zwrotu akcyzy w procesach cywilnoprawnych?
- Nie, bo jedynym sposobem ubiegania się o zwrot nadpłaconego podatku jest postępowanie na drodze administracyjnej. Elektrownie wiedzą o tym i dlatego bardzo ostro walczą o zwrot akcyzy. Są świadome, że jeśli przegrają ze Skarbem Państwa i odbiorcami to czekają je kolosalne wydatki. Mówimy o ogromnych pieniądzach, bo przecież stawka akcyzy wynosi 20 zł za 1 MWh, a same firmy energochłonne stowarzyszone w Forum Odbiorców Energii Elektrycznej i Gazu kupują rocznie 6-7 TWh energii elektrycznej. Nawet jakby przyjąć patrząc z punktu widzenia odbiorców, że nie da się odzyskać całych 20 zł za 1 MWh, bo opodatkowanie dotyczyło też strat przesyłowych to i tak do oddania jest nie 2 zł za każdą 1 MWh, ale 15-17 zł. I nie ma wątpliwości, że chodzi o podatek akcyzowy, a nie na przykład o marżę, bo sprzedawcy wiedzieli, że zmiany w poborze podatku nastąpią i w umowach sprzedaży energii wyszczególniali koszt zapłaconej akcyzy, pobierany bez podstawy prawnej, najczęściej metodą pośrednią, poprzez wskazanie proponowanej ceny energii w przypadku zmiany momentu opodatkowania.
To znaczy, że wszyscy zainteresowani wiedzieli, że pobór akcyzy odbywa się nieprawidłowo, ale skoro tak to dlaczego nie reagowali wcześniej tylko dopiero po latach i po wyroku Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości?
- Wytwórcy nie byli stanowczy, bo nie chcieli atakować resortu finansów i słuchać oskarżeń, że chcą rozbić budżet państwa. Naprawdę zaczęli się sądzić z urzędami skarbowymi dopiero wtedy, gdy odbiorcy zaczęli wysuwać roszczenia przeciwko nim. Nie mieli już wyjścia, bo tylko działania kontrujące mogą pozwolić zarządom obronić się przed zarzutami o niegospodarność. Po pozwach odbiorów wytwórcy po prostu musieli odpowiedzieć roszczeniami wobec Skarbu Państwa. Teraz próbują według mojej wiedzy wybrnąć z sytuacji i tak, że w zamian za rezygnację odbiorców z roszczeń skłonni są sprzedawać energię elektryczną z upustami. Na jakieś podsumowanie sytuacji jest jednak jeszcze za wcześnie .
Na tym jednak wcale nie koniec, bo przecież swoją drogą odbiorcy energochłonni dopatrzyli się, że albo nie powinni w ogóle płacić akcyzy lub tylko po stawce minimalnej, czyli 0,5 euro za 1 MWh, a nie 20 zł i też zapowiadają pozwy przeciwko Skarbowi Państwa.
- Przepisy wspólnotowe dają możliwość opodatkowania przedsiębiorstw energochłonnych, czyli takich dla których koszty zakupu energii elektrycznej stanowią co najmniej 3 proc. kosztów produkcji minimalną stawką akcyzy, czyli 0,5 euro za 1 MWh lub nawet całkowitym ich zwolnieniem z opłaty akcyzy w przypadku, gdy stosują szczególnie energochłonne technologie takie jak na przykład elektroliza. Państwo polskie uznało, że wybór sposobu opodatkowania zależy od państwa członkowskiego i opodatkowało firmy energochłonne stawką 20 zł za 1 MWh. Przedsiębiorcy zaś dowodzą, że w tych szczególnych przypadkach w ogóle zakup energii elektrycznej nie powinien być obciążony akcyzą i domagają się jej zwrotu w postępowaniach administracyjnych, a swoją drogą mają pretensje do władz, że nie stosują minimalnej stawki akcyzy przez co pogarszają ich konkurencyjność. To jednak też nie wszystko, bo jest jeszcze spór o zwrot akcyzy od energii ze źródeł odnawialnych. Idzie w nim to, że spółki obrotu sprzedają tę energię firmom po cenach zawierających akcyzę, a że energia zielona jest zwolniona z akcyzy więc spółki obrotu odzyskują ją od urzędów skarbowych. Firmy uważają, że to nie w porządku i dążą do tego, żeby samemu uzyskiwać zwrot akcyzy od zielonej energii.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: F. Elżanowski, FOEEiG, o zwrocie akcyzy odbiorcom energii elektrycznej