Sprzedawcy energii zaczęli polowanie z nagonką na firmy, które chcą zmienić dostawcę prądu. I na odwrót. Firmy zaczęły polować na tańszy prąd. Stawką są kontrakty warte setki milionów złotych. I miliony złotych oszczędności - pisze Gazeta Wyborcza.
Ale firmy wolą rywalizować między sobą o znacznie cenniejszych kontrahentów, czyli firmy i instytucje - przekonuje GW. Według danych URE firmy i urzędy kupują ok. 70 proc. sprzedawanego w Polsce prądu.
Wprawdzie firmy teoretycznie mogły zmieniać dostawcę już od 2005 r., ale do zeszłego roku zdecydowało się na to zaledwie kilkanaście przedsiębiorstw. Procedury były zbyt skomplikowane zarówno dla firm, jak i dla samych zakładów energetycznych.
GW jest zdania, że prawdziwe polowanie na klientów zaczyna się właśnie teraz. Zwłaszcza, że w przeciwieństwie do cen dla gospodarstw domowych, które ciągle zatwierdza URE, ceny prądu dla firm i urzędów są już od grudnia zeszłego roku całkowicie uwolnione.
Branżę szczególnie elektryzuje ogłoszony w styczniu przetarg na dostawy dla TP SA. Telekomunikacyjny gigant zużywa ok. 500 gigawatogodzin prądu rocznie, czyli tyle, ile produkuje jedna spora elektrownia. Ma też oddziały rozsiane po całym kraju, które dziś czerpią prąd od poszczególnych regionalnych dostawców.
Teraz ma się to zmienić, firma będzie kupować energię od jednej spółki. - Chcemy zaoszczędzić ok. 5 proc. ceny, którą płacimy dziś za energię - mówi Wojciech Jabczyński, dyr. biura prasowego TP SA. Jaka to kwota? Tego firma ujawnić nie chce.
Można to jednak z grubsza obliczyć. Megawatogodzina prądu kosztuje dla klienta ostatecznego dziś 200-300 zł. TP SA zużywa 500 tys. megawatogodzin, wychodzi więc rocznie od 100 do 150 mln zł. Dzięki przetargowi zaoszczędzi więc od 5 do 7,5 mln zł - wylicza gazeta.
Firmy energetyczne zawzięcie walczą też o hiper- i supermarkety. Powód? Dużo placówek, rozrzuconych po całym kraju i spore zużycie prądu, bo w handlu światło pali się ostro i niekiedy całą dobę.
Jak pisze dziennik, boom na prąd, a właściwie jego zmianę jest mniej spektakularny w przypadku miast i urzędów, choć one również ogłaszają przetargi na nowych dostawców. Zmusza je do tego nie tylko chęć znalezienia oszczędności, ale przede wszystkim ustawa o zamówieniach publicznych.
- Po 1 lipca 2007 r. gminy i urzędy mają obowiązek ogłaszać przetargi na dostawę energii do nowych budynków, np. szkół - mówi Anita Wichniak-Olczyk, rzeczniczka Urzędu Zamówień Publicznych.
Co jest największą barierą dla wolnego rynku prądu? Żeby jakaś firma sprzedawała nam prąd, musi mieć podpisaną umowę z lokalnym dystrybutorem, po którego kablu prąd fizycznie do nas dociera. Tymczasem wciąż nie wszystkie firmy porozumiały się ze sobą i podpisały odpowiednie umowy.