Francuskie doświadczenia i model zarządzania odpadami nuklearnymi

Francuskie doświadczenia i model zarządzania odpadami nuklearnymi
Fot. Adobe Stock. Data dodania: 20 września 2022

Doświadczenia Francji wskazują, że równolegle z budową elektrowni jądrowej Polska powinna rozpocząć budowę składowiska odpadów radioaktywnych. Powinny tam też trafiać odpady z innych źródeł - powiedział PAP Bernard Faucher z francuskiej agencji ANDRA.

Agence Nationale pour la Gestion des Dechets Radioactifs (ANDRA, czyli Narodowa agencja ds. zarządzania odpadami radioaktywnymi) zajmuje się we Francji wszystkimi odpadami, nie tylko pochodzącymi z elektrowni jądrowych. Jak podkreślił Faucher, ANDRA podlega rządowi i nie ma nic wspólnego z przemysłem nuklearnym czy operatorami elektrowni, korzysta jednak ze specjalnego funduszu, na który operatorzy wpłacają pieniądze na zagospodarowanie odpadów. Agencja ma naziemne składowiska odpadów silnie- oraz średnio- i niskoaktywnych, planuje też budowę podziemnego składu.

"Na podstawie naszych doświadczeń radzę, by rozpocząć budowę składowiska odpadów na powierzchni w chwili rozpoczęcia budowy elektrowni jądrowej, by przyjąć wszystkie odpady promieniotwórcze, nie tylko pochodzące z siłowni. To się opłaca, ponieważ odpady +nieenergetyczne+, rozproszone po różnych instytucjach stosujących izotopy, zazwyczaj kończą w piwnicach, schowkach a czasami wręcz na dzikich wysypiskach. Zebranie ich w jedno miejsce nie kosztuje wiele, a przynosi wielkie korzyści" - powiedział Faucher. Wyjaśnił, że wypadek z udziałem substancji promieniotwórczych, niepochodzących z energetyki, może zniszczyć wizerunek energetyki jądrowej.

Jak podkreślił, dla zabezpieczenia takich odpadów ANDRA korzysta z funduszy operatorów i podobne rozwiązanie poleca Polsce. "Mamy specjalną komisję, która pomaga - m.in. finansowo - zabezpieczyć takie odpady. Różne organizacje, czasami uznawane za przeciwników energii jądrowej zazwyczaj jako pierwsze zgłaszają nam fakt znalezienia jakichś odpadów. My przyjeżdżamy, zabezpieczamy je i wszyscy są zadowoleni. To jest nasza misja jako instytucji publicznej" - mówił.

Jak podkreślił Faucher, we Francji problem wypalonego paliwa pojawił się w kilka lat po decyzji z początku lat 70., by przyspieszyć rozwój energetyki jądrowej z powodu gwałtownego skoku cen ropy po wojnie izraelsko-arabskiej.

"Do roku 1968 wszystkie kraje europejskie topiły odpady radioaktywne w Oceanie Atlantyckim. Francja brała udział tylko w dwóch seriach zatopień i w 1969 r. uruchomiała składowisko naziemne, by nie brać udziału w tym procederze" - przypomniał. Wyjaśnił, że topiono głównie tzw. odpady operacyjne, o niskiej i średniej aktywności i krótkożyciowe, czyli takie, które po upływie kilkuset lat nie stanowią już zagrożenia. Zużyte paliwo z kolei jest niebezpieczne przez znacznie dłuższy okres i Francja zdecydowała się na jego przerabianie - powiedział.

"Zbudowano fabrykę w La Hague, gdzie z paliwa wyodrębniono się mieszaninę tlenków uranu i plutonu - tzw. MOX - a resztę aktywnych produktów rozszczepienia zatapiano w szkliwie, by w przyszłości trafiły na składowisko geologiczne. Taki sposób postępowania to efekt poszukiwań sposobu, który podczas bardzo długiego okresu zabezpieczałby zawartość przed korozją czy wymywaniem przez wodę. I to było własne, francuskie rozwiązanie tego problemu" - wyjaśnił ekspert.

Jak mówił Faucher, naziemne składowanie nie okazało się zbyt trudne, pierwsze składowisko otwarto w 1969 r. na terenie wojskowym, co pozwoliło uniknąć problemów - jak to określił - "społeczno-politycznych". "W 1980 r. składowisko to było już zapełnione i zaczęto szukać nowego miejsca. Cały proces na poziomie politycznym odbył się - co ważne - przed wypadkiem w Czarnobylu. Wybrano miejsce w departamencie Aube na wschodzie Francji" - powiedział.

Jak mówił, poważny problem pojawił się w latach 1988-89, kiedy szukano składowiska geologicznego na zeszklone odpady o średniej aktywności, ale bardzo długożyciowe. "Odpady te to przede wszystkim stare pręty i kasety paliwowe, z których paliwo już usunięto. Badania naukowe nie dały jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, co z tym zrobić, wobec czego problemem musieli zająć się politycy" - wyjaśnił Faucher.

Jak mówił, w 1991 r., kiedy poszukiwania składowiska praktycznie utknęły, sprawą zajął się parlament i to był pierwszy raz, kiedy francuscy deputowani zainteresowali się kwestiami nuklearnymi. "Cały dotychczasowy program nuklearny Francji był prowadzony jedynie na podstawie decyzji rządu - który co prawda miał demokratyczny mandat - ale bez decyzji parlamentu" - zaznaczył.

"Pierwsza francuska ustawa atomowa powstała z powodu problemu odpadów i dopiero wtedy zapisano w prawie kwestie dotyczące elektrowni, dialogu społecznego itd. Pozwoliło to znaleźć i przygotować miejsce na granicy Lotaryngii i Szampanii. Mamy nadzieję złożyć wniosek o pozwolenie na budowę w 2015 r., otrzymać je w 2016 r. i otworzyć to podziemne składowisko w 2025 r." - mówił Faucher.

Nowe składowisko ma działać przez ok. sto lat, ale jednocześnie przez co najmniej tak samo długi czas musi spełniać warunek odwracalności. "Ma umożliwiać przechowywanie odpadów przez bardzo długi okres, ale jednocześnie przez co najmniej sto lat musi istnieć możliwość wydobycia ich stamtąd. Dlatego, że nie można wykluczać żadnej opcji dla przyszłych generacji. Dajemy przyszłym pokoleniom narzędzie do rozwiązania problemu, ale jednocześnie zastawiamy im możliwość zrobienia z tym, co zechcą. Nie wiadomo przecież co będzie za 50 lat, może powstaną nowe technologie" - wyjaśnił Faucher.

Faucher opisał też w rozmowie z PAP francuski system konsultacji decyzji np. o na lokalizacji składowiska odpadów czy elektrowni jądrowej.

"We Francji funkcjonują lokalne komitety informacji, które mają też pewną władzę. Lokalnie mają duże możliwości polityczne. Taki komitet składa się z 60-100 osób, połowa z nich to wybieralni przedstawiciele władz lokalnych i regionalnych, np. merowie, są przedstawiciele izb handlowych, przemysłowych, rolniczych, związków zawodowych, organizacji pracodawców, przedstawiciele administracji państwowej oraz najróżniejszych stowarzyszeń. To są miejsca debaty, konsensusu, komitety mogą zamawiać swoje własne ekspertyzy, przede wszystkim dla skontrolowania naszych informacji" - wyjaśnił.

Jak dodał, normalny przypadek to zamówienie własnych badań laboratoryjnych, by porównać wyniki z wynikami Agencji. "To jest właśnie dla pokazania, że te lokalne komitety też coś mogą. Mają prawo powołać własnych ekspertów do sprawdzenia naszego +dossier+ geologicznego lokalizacji i innych informacji. To tworzy kapitał zaufania społecznego. Nie możemy zabronić ludziom być przeciwko energii jądrowej, w końcu jest to problem polityczny, który rozwiązuje się za pomocą kartki wyborczej. To jest właśnie demokracja" - powiedział Bernard Faucher.
×

DALSZA CZĘŚĆ ARTYKUŁU JEST DOSTĘPNA DLA SUBSKRYBENTÓW STREFY PREMIUM PORTALU WNP.PL

lub poznaj nasze plany abonamentowe i wybierz odpowiedni dla siebie. Nie masz konta? Kliknij i załóż konto!

Zamów newsletter z najciekawszymi i najlepszymi tekstami portalu

Podaj poprawny adres e-mail
W związku z bezpłatną subskrypcją zgadzam się na otrzymywanie na podany adres email informacji handlowych.
Informujemy, że dane przekazane w związku z zamówieniem newslettera będą przetwarzane zgodnie z Polityką Prywatności PTWP Online Sp. z o.o.

Usługa zostanie uruchomiania po kliknięciu w link aktywacyjny przesłany na podany adres email.

W każdej chwili możesz zrezygnować z otrzymywania newslettera i innych informacji.
Musisz zaznaczyć wymaganą zgodę

KOMENTARZE (0)

Do artykułu: Francuskie doświadczenia i model zarządzania odpadami nuklearnymi

NEWSLETTER

Zamów newsletter z najciekawszymi i najlepszymi tekstami portalu.

Polityka prywatności portali Grupy PTWP

Logowanie

Dla subskrybentów naszych usług (Strefa Premium, newslettery) oraz uczestników konferencji ogranizowanych przez Grupę PTWP

Nie pamiętasz hasła?

Nie masz jeszcze konta? Kliknij i zarejestruj się teraz!