Producenci energii chcą budować w Polsce tysiące megawatów nowych mocy. Wielu to się nie uda, bo wykonawcy elektrowni już ledwo dźwigają lawinę zamówień.
Przeczytaj także o najnowszej inwestycji na Dolnym Śląsku: KGHM i Tauron podpisały list intencyjny dot. budowy elektrowni
Wiele firm, jak Electrabel, EDF czy Vattenfall, szuka lokalizacji pod elektrownie. Kolejne, jak Tauron, Enea, Zespół Elektrowni Pątnów-Adamów-Konin (PAK) czy Polska Grupa Energetyczna, zapowiadają rozbudowę i modernizację istniejących mocy. Wiele z nich może zostać z projektami na papierze.
- Ostatnie dwa lata bardzo zmieniły rynek. Nie jest to już rynek inwestora, lecz wykonawcy i producenta urządzeń. Czas oczekiwania na wyprodukowanie kotła wydłużył się z kilkunastu do kilkudziesięciu miesięcy. Brakuje siły roboczej na budowach. Rynek zaczyna być bardzo trudny dla potencjalnych inwestycji - mówi w "PB" Katarzyna Muszkat, prezes PAK.
Wykonawcy urządzeń oraz firmy budujące elektrownie pod klucz zacierają ręce. Trudno im się dziwić.
- Rzeczywiście bloki o mocy 800 MW sprzedają się jak świeże bułeczki. Jeśli inwestor chciałby dziś złożyć u nas zamówienie na taką turbinę, to prawdopodobnym terminem dostawy jest 2013 r. - mówi Piotr Dobrowolski, dyrektor branży energetycznej w polskim Siemensie.
Według Roberta Hardejewskiego, dyrektora handlowego Zakładu Elektrowni w Alstom Power, głównym problemem jest dostawa kotłów. - Zapotrzebowanie na ich produkcję w Europie w 2009 r. szacuje się na 1,5 mln roboczogodzin miesięcznie. To niemal dwa razy więcej, niż wynoszą możliwości produkcyjne. Ich podwojenie w ciągu dwóch lat wydaje się niemożliwe - mówi w dzienniku Robert Hardejewski.
Wąskich gardeł jest więcej. Z produkcją elementów kotłów i turbin nie nadążają huty. - Czas oczekiwania to obecnie 16-18 miesięcy, czyli dwukrotnie więcej niż zwykle. A kolejka wciąż się wydłuża - dodaje przedstawiciel Alstomu.
Brakuje wyspecjalizowanych inżynierów, biura projektowe nie wyrabiają się z realizacją zamówień, a każdą elektrownię projektuje się indywidualnie. - Budujemy obecnie na świecie 33 elektrownie, a mamy już zamówienia na kilkanaście następnych - mówi w "Pulsie Biznesu" Robert Hardejewski.
Według Piotra Dobrowolskiego, wiele firm, w tym Siemens, rozważa powiększenie mocy produkcyjnych na potrzeby trwającego boomu. Ale to ryzykowne decyzje. - Problem polega na tym, że nikt nie wie, jak długo potrwa ten boom. A wybudowanie fabryki to kosztowna inwestycja trwająca 3 lata. Potem nakłady muszą się zwrócić, a fabryka - zacząć zarabiać - podkreśla na łamach dziennika Piotr Dobrowolski.
Efekty energetycznego szaleństwa nie pozostają bez wpływu na koszty inwestycji w energetyce. - Ceny rosną. Koszt budowy Pątnowa II to niespełna 1,2 mln EUR za MW. Obecnie startuje się z poziomu 1,5 mln EUR - mówi Katarzyna Muszkat.
Międzynarodowe koncerny energetyczne zabezpieczają się przed rosnącymi kosztami i długimi kolejkami u wykonawców, rezerwując ich moce przerobowe. - Płacą za rezerwację, uzyskując w zamian gwarancję dostaw urządzeń w uzgodnionym terminie - wyjaśnia Piotr Dobrowolski.
Jak wyjaśnia "Puls Biznesu", pozycja wielkich energetycznych graczy w negocjacjach z wykonawcami jest mocniejsza niż spółek działających tylko na polską skalę. Zamówienia składają na potrzeby całych grup kapitałowych, rozdzielając później kupiony sprzęt między narodowe dywizje. Starający się o lokalizację pod budowę elektrowni inwestorzy coraz częściej podkreślają, że posiadanie urządzeń to ich mocny atut. Bez tego nie da się dziś spełnić deklaracji inwestycyjnych w terminie.