Dlaczego urzędnik gasi światło? Bo oszczędza. Kiedy natomiast w pracy siądzie mu prywatna komórka, może ją naładować tylko za zgodą szefa wydziału organizacyjnego.
- To nie zarządzenie, a prośba do naczelników, by pomogli wyrobić w swoich podwładnych nawyki pozwalające na oszczędne wykorzystanie energii - tłumaczy Ruksza.
Do białej gorączki doprowadzają go twierdzenia radnych, że urzędnikom nie zależy na ograniczaniu wydatków administracyjnych. - Mnie zależy - zapewnia.- Po to na bieżąco monitorujemy w urzędzie opłaty za energię, żeby je ograniczać.
Monitorowanie wykazało, że także w nocy magistrat zużywa sporo prądu. - Są oczywiście urządzenia, których nie można wyłączyć z sieci, np. serwery, ale po co są wtedy monitory, komputery, drukarki i podgrzewacze wody w łazienkach? - pyta Ruksza i zaleca urzędnikom wyłączanie urządzeń, gdy jest to możliwe.
Na oszczędności w dzień też ma pomysły. Wody gotować tylko tyle, ile potrzeba. Gasić światło, jeśli świeci słońce. Tylko za jego zgodą korzystać z własnego sprzętu: ładowarek do prywatnych telefonów, radia...
Ruksza namawia też urzędników, by nie włączali wszystkich urządzeń od razu po przyjściu do pracy. Gdy w ruch pójdą komputery, kopiarki i czajniki na raz, magistrat przekracza przyznany mu limit mocy. A to sporo kosztuje - czytamy w "Gazecie Wyborczej".
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Jak urzędnicy oszczędzają energię