Z dwóch powodów. 1. Cząstkowe analizy sprowadzają się do porównań w rodzaju "OZE jest tańsze od atomu". Tymczasem nas interesują łączne koszty systemu zmuszonego do utrzymywania jednocześnie OZE i elektrowni sterowalnych, bo na samym OZE przecież nie ujedziesz. Przedtem płaciłeś tylko górnikom, teraz płacisz górnikom, lobbystom wiatraków i sprzedawcom fotowoltaiki. 2. Neoliberalne regulacje prawne: fakt darmowych kosztów zmiennych produkcji OZE jest bez znaczenia, liczy się cena. OZE sprzedawało prąd w cenie prądu z węgla, co oczywiście stoi w rażącej opozycji do powszechnego przekonania o darmowości OZE. Co prawda chwilowo obowiązuje ustawa antyspekulacyjna Dz.U. 2022 poz. 2243 zrównująca marże OZE i węgla, ale przecież zieloni tego nie odpuszczą. Możesz się o tym przekonać czytając różne doniesienia żądające "urynkowienia" cen energii, czyli podniesienia cen energii zielonej z oferowanych na aukcji 330 zł/MWh do cen rynkowych, czyli prądu z węgla 800 zł/MWh. A cena prądu z węgla jest wyżyłowana za pomocą ETS CO2, które w ten sposób współpracuje z zasadami organizacji giełdy. A cena CO2 jest niebagatelna i podbija cenę prądu o jakieś 300 zł/MWh. Jeśli węgiel kosztował cię 250 zł, to już masz 550 zł/MWh licząc po stronie prądu. Wszystko po to, żeby "rynkowa" cena energii była korzystna dla OZE.