Od czasu wejścia w życie ustawy z 28 grudnia 2018 r. o zmianie ustawy o podatku akcyzowym
oraz niektórych innych ustaw (tzw. ustawa prądowa) coraz więcej odbiorców końcowych mówi o problemach związanych z brakiem ofert sprzedaży energii elektrycznej, a w konsekwencji brakiem możliwości zawarcia umów na sprzedaż tej energii. Zdaniem Macieja Bando, prezesa URE, można mówić wręcz o końcu rynku energii w Polsce.
- - W kilkunastoletniej historii funkcjonowania detalicznego rynku energii elektrycznej taką sytuację należy uznać za bezprecedensową - komentuje sprawę Urząd Regulacji Energetyki.
- 18 lutego 2018 roku wpłynął do Sejmu poselski projekt ustawy zmieniającej ustawę z 28 grudnia 2018 r. Już 20 lutego projektem zajęła się sejmowa Komisja do Spraw Energii i Skarbu Państwa.
- Ustawa z 28 grudnia nie likwiduje ryzyka dużych wzrostów cen energii, te z pewnością nadejdą w roku 2020 lub 2021.
- Sytuacja jest więc trudna i ciekawa, i jest doskonałym punktem do dyskusji. Na taką dyskusję zapraszamy 27 lutego, kiedy to w Warszawie odbędzie się XIX edycja Forum Zmieniamy Polski Przemysł.
Forum, tak jak poprzednie edycje, przygotowuje redakcja Magazynu Gospodarczego Nowy Przemysł oraz portalu WNP.PL.
W godzinach 13.45-15.00 zaplanowano dyskusję "Energetyka. Cena i rynek energii w Polsce".
Wśród dyskutantów będą m.in. Maciej Bando, prezes Urzędu Regulacji Energetyki (URE); Henryk Kaliś, kierownik Działu Zarządzania Energią Elektryczną – pełnomocnik zarządu ds. Zarządzania Energią Elektryczną w Zakładach Górniczo-Hutniczych „Bolesław” i przewodniczący Forum Odbiorców Energii Elektrycznej i Gazu; Jerzy Kozicz, prezes CMC Zawiercie; Aneta Muskała, wiceprezes zarządu i dyrektor ds. finansowych w International Paper Kwidzyn.
Moderatorem będzie Ireneusz Chojnacki, publicysta Magazynu Gospodarczego Nowy Przemysł i WNP.PL.
80 proc. rynku w jednych rękach
Większość energii elektrycznej w Polsce produkowana jest w spółkach skarbu państwa. Z wyliczeń URE wynika, że największa polska firma energetyczna, czyli PGE, odpowiada za 43 proc. produkcji energii w Polsce (dane za 2017 r.). Druga w kolejności jest grupa Enea z 15-proc. udziałem, na trzecim miejscu jest Tauron z 11 proc.Na dalszych miejscach są Energa i PGNiG – oboje po 3 proc. – i Orlen (2 proc.). To razem daje 80 proc.
Przy takiej koncentracji spółek skarbu państwa i zamrożeniu cen energii ustawą z 28 grudnia 2018 r. trudno mówić o poprawnie działającym rynku energii.
- Od czasu gdy Polska wdrożyła zasady regulacji szeroko rozumianego sektora energetyki, taki przypadek nie miał miejsca. Do tej pory nie było takiej ingerencji Sejmu, czyli ustawodawcy, w konstytucję rynku energii, jaką jest ustawa Prawo energetyczne, która doprowadziłaby do tak ogromnego zamieszania z cenami energii. Obecnie nikt nic nie wie! - komentuje Leszek Juchniewicz, pierwszy prezes URE (w latach 1997-2007), obecnie główny ekonomista Pracodawców RP.
Przypomina, że Polska w roku 1991 podpisując tzw. układ europejski, czyli umowę ze Wspólnotą Europejską, zobowiązała się do stosowania zasad rynkowych w energetyce. Dopiero w 1997 r. uchwalone zostało Prawo energetyczne, które stało się konstytucją rynku energii.
Jeden dzień i chaos gotowy na długie miesiące
- Od tamtej pory takie zdarzenie, jak obecnie z cenami energii, nie miało miejsca. Zawsze staraliśmy się stosować zasady rynkowe, oczywiście z odpowiednią dozą regulacji tam, gdzie ona była niezbędna. Teraz jednak mamy do czynienia z ingerencją nie tylko w ceny energii, ale także w opłaty przesyłowe - dodaje Leszek Juchniewicz.Zwraca uwagę, że zawsze występowało ryzyko regulacyjne, ale ono za sprawą ustawy prądowej stało się nieprzewidywalne.
- Za sprawą jednego posiedzenia Sejmu, w ciągu jednego dnia, można wywrócić cały system do góry nogami i właściwie nikt nie zastanawia się nad konsekwencjami po stronie biznesowej - ocenia Leszek Juchniewicz.
Co dalej?
- Zamrożenie cen było gwałtowną, szybką reakcją, wynikającą z bieżącej potrzeby politycznej i społecznej. Obecnie jest czas, aby przemyśleć tę reakcję i zastanowić się, w jaki sposób uregulować sposób obniżenia ryzyka drastyczności wzrostu cen energii dla konsumentów w roku 2020 - podpowiada Adam Szafrański, były prezes URE, który w 2007 r. chciał uwolnić rynek energii. Za to został szybko odwołany przez premiera Jarosława Kaczyńskiego.W ocenie Adama Szafrańskiego warto dać zapowiedź, że urealnimy ceny energii np. w perspektywie dwóch lat, co znaczy, że mamy czas, aby się do tego dobrze przygotować.
Jego zdaniem należy przemyśleć kwestię urealnienia cen energii i tego, w jaki sposób krok po kroku uwolnić się od ustawy ws. zamrożenia cen. Trzeba zaproponować realną ścieżkę wzrostów cen energii aż do momentu, kiedy ceny będą rynkowe, to znaczy, kiedy ceny detaliczne będą powiązane z cenami hurtowymi.
Nie powinno doprowadzać się do takiej sytuacji, że pod koniec roku 2019 będziemy znowu dyskutowali o możliwych ogromnych wzrostach cen na rok 2020.
- Mam nadzieję, że od tej ustawy i zamrożenia cen uwolnimy się w trakcie roku 2019, tzn. że rząd i minister Krzysztof Tchórzewski przedstawią jakiś pomysł, który pozwoli w miarę spokojnie patrzeć przedsiębiorstwom energetycznym na rok 2020, ale jednocześnie będzie zawierał bat na te przedsiębiorstwa, które chciałyby w sposób drastyczny podnieść ceny. To, co rząd na pewno interesuje, to niwelowanie społecznych skutków ewentualnych podwyżek. To trzeba zrozumieć, takie są wymogi polityki - przyznaje Adam Szafrański.
KOMENTARZE (7)
Do artykułu: Koniec rynku energii w Polsce. Nikt nie wie, co dalej