Prezydent USA Barack Obama uznał w sobotę porozumienie ze szczytu klimatycznego ONZ w Kopenhadze za "ważny przełom", lecz dodał, że stanowi on jedynie krok w stronę globalnego ograniczenia gazów cieplarnianych.
Rozmowy w Kopenhadze zakończyły się w sobotę skromnym porozumieniem, które dalekie było od celów wyznaczonych jeszcze przed konferencją. Największe trudności sprawiały różnice zdań między krajami rozwiniętymi, a rozwijającymi się.
Obama, który - by, jak pisze Reuters, "nie powrócić do domu z pustymi rękami" - w ostatnich chwilach szczytu zaangażował się w mediacje z Chinami, Indiami, Brazylią i RPA. Amerykański prezydent przyznał, że rozmowy były ciężkie.
Po negocjacjach ostatecznie zatwierdzono w drodze specjalnej procedury porozumienie w sprawie klimatu, uzgodnione wcześniej przez grupę krajów o najbardziej rozwiniętych gospodarkach. Nie doszło jednak do ustalenia wiążących redukcji dwutlenku węgla po roku 2012. Uzgodniono ponadto, że państwa uprzemysłowione w latach 2010-2012 przekażą krajom rozwijającym się 30 mld dolarów na walkę ze zmianami klimatu. W kolejnych latach, do 2020 r., mają na ten cel przeznaczać po 100 mld rocznie.
Krytycy podkreślają, że porozumienie osiągnięte w Kopenhadze, a mające na celu utrzymania globalnego wzrostu temperatur w granicach dwóch st. Celsjusza, nie precyzuje, w jaki sposób można to osiągnąć. Jednocześnie dodają, że redukcje emisji, do których zobowiązali się uczestnicy konferencji klimatycznej, nie wystarczą, by zrealizować ten cel.
Czytaj też: Fiasko szczytu klimatycznego. Świat czeka daleka droga do porozumienia ws. redukcji CO2.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Obama uznał porozumienie z Kopenhagi za "przełom"