Jeśli Polska chce wymóc zmiany pakietu energetyczno-klimatycznego UE, będzie musiała stawić czoła Niemcom. Berlin zgłasza dokładnie odwrotne postulaty niż Warszawa.
Na poniedziałkowej radzie ministrów odpowiedzialnych za pakiet w Luksemburgu okazało się, że mają zupełnie inne powody. - Jesteśmy bardzo odlegli w naszych stanowiskach - przyznał polski minister środowiska Maciej Nowicki. Jego zdaniem Berlin nie rozumie, że pakiet w proponowanej przez Komisję Europejską formie będzie tragedią dla Polski, której energia opiera się na węglu.
Pakiet - jeden z najważniejszych w UE w ostatnich latach - ma sprawić, że Europa stanie się bardziej ekologiczna. Najwięcej emocji wzbudza system wymuszający na elektrowniach i innych zakładach, by po 2013 r. kupowały na wolnym rynku pozwolenia na emisję CO2. Polska proponowała wcześniej, by elektrownie stopniowo przechodziły na handel emisjami do 2020 r. W przeciwnym razie zdaniem rządu dojdzie do skokowej podwyżki cen elektryczności o 50-90 proc., co zaszkodzi polskiej gospodarce.
W poniedziałek w Luksemburgu minister Nowicki nie mówi już o odwlekaniu wprowadzenia w życie systemu. Zaproponował, by elektrownie stosujące najbardziej ekologiczne technologie dostawały pozwolenia za darmo. Pozostałe zakłady musiałyby kupować pozwolenia na część swoich emisji. Jak tłumaczył, dla Polski byłoby to i tak trudne, bo konieczna będzie modernizacja elektrowni. - Ale obywatele zapłacą mniej. Presja na ceny byłaby wielokrotnie mniejsza - mówił. Podobnie jak Polska myślą Włosi, kilka krajów Europy Środkowej, Cypr i Malta.
Berlin nie chce słyszeć o przedłużaniu darmowych pozwoleń na emisje dla elektrowni. Zdaniem Niemców ich firmy wykorzystują to jako pretekst do podwyżek cen klientom, choć same nie poniosły żadnych kosztów na większą ochronę środowiska. Ciągną więc z tego ogromne i nieuzasadnione zyski.
Niemcom zależy na czymś zupełnie innym - darmowych pozwoleniach na emisje dla innych sektorów, które emitują dużo CO2, np. stalowego, cementowego, wapiennego, chemicznego. Te sektory odpowiedzialne są aż za 67 proc. niemieckich emisji. Podobne postulaty zgłaszają Austriacy. Nie godzą się na to inne kraje.
Polskie i niemieckie postulaty są sprzeczne. Gdyby zrealizować je jednocześnie, system handlu pozwoleniami prawie w ogóle by nie zadziałał.
Minister Nowicki cieszy się jednak, że negocjacje prowadzone są w innym stylu: - Od ubiegłego tygodnia sytuacja się diametralnie zmieniła. Jak twierdził, na sali tylko on przypomniał o możliwości weta.
Polski rząd chciałby także ustalić maksymalną cenę pozwoleń na emisję CO2, by uniknąć gwałtownych zmian cen energii. Mało kto popiera ten postulat. Razem z innymi krajami Europy Środkowej Polska głośno mówi także o tym, że ustalając cele do osiągnięcia, trzeba bardziej brać pod uwagę, co kraje zrobiły, by zredukować emisję w ciągu ostatnich dwóch dziesięcioleci. Zdecydowanie zwracają na to uwagę Węgrzy.
Europa Środkowa podkreśla także, że ustalając cele, Zachód musi być bardziej solidarny wobec biedniejszego wschodu Europy, czyli nowych krajów UE. Niektórzy, m.in. Brytyjczycy, nie chcą jednak nawet słyszeć o zaproponowanych już w pakiecie mechanizmach solidarności.
Unia dawno ustaliła, że pakiet ma zostać wynegocjowany do grudnia, czyli do międzynarodowej konferencji klimatycznej w Poznaniu. Na niej będzie próbowała przekonać do większych wysiłków na rzecz środowiska inne kraje świata. Bardzo zależy na tym Francuzom, którzy przewodniczą do końca roku UE i mogliby zapisać sukces na swoje konto. Minister Nowicki podkreślał jednak, że zdaniem Polski nie ma się co spieszyć, a jeśli cele, jakie Unia sobie postawiła, osiągnięte zostaną "kosztem krajów biednych, to będzie to zły sygnał dla krajów rozwijających się".
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Pakiet niezgody klimatycznej: Berlin przeciwko Warszawie