Projektowana przez rząd polityka energetyczna faworyzuje wielką elektroenergetykę i idzie w kierunku dalszego wzrost kosztów energii - oceniają eksperci biorący udział w konferencji „Możliwości wynikające z zielonej transformacji energetycznej Polski”.
Popczyk zakwestionował rządowe plany budowy energetyki jądrowej. Wskazywał, że jest to wysiłek inwestycyjny poza zasięgiem Polski, a wielkie bloki jądrowe w systemie powodują wzrost trudności jego bilansowania przy jednoczesnej dużej obecności OZE.
Zdaniem Grzegorza Wiśniewskiego, Polska idzie tu w dokładnie przeciwnym kierunku niż UE, co jest niebezpieczne, m.in. z powodu wzrostu cen energii.
- Polska energetyka to dziś wielkie pole minowe, które na samym początku trzeba spróbować rozminować, żebyśmy nie zostali zdziesiątkowani. Polityka energetyczna rządu jest tworzona pod kątem wielkiej energetyki, tymczasem to oddolne trendy powinny decydować o kierunkach rozwoju. Tylko wtedy system będzie mógł przyjąć odpowiednią liczbę OZE, które są decydujące dla obniżenia kosztów energii - ocenił prof. Jan Popczyk z Politechniki Śląskiej.
Przeczytaj: Lądowe wiatraki na marginesie miksu energetycznego, a atom za węgiel brunatny?
Jak podkreślał, do osiągnięcia w 2050 r. zerowej emisji z całego sektora energii nie potrzeba polityki klimatycznej i jej celów, wystarczy oprzeć się na ekonomii. W pierwszej kolejności zmienić system cen energii opartych o zasadę, że cena pokrywa koszty spółek energetycznych. Najpierw się liczy koszty, a potem wyznacza cenę, żeby je pokryć.
- Konieczna jest zmiana w kierunku cen krańcowych, dynamicznych, które równoważą popyt i podaż nawet w krótkim przedziale czasowym - tłumaczył. - Wtedy, w polskim systemie ujawnią się "uśpione" zasoby wytwórcze, które w dzisiejszym modelu nie są używane albo pomijane.
Popczyk zwracał uwagę, że dążąc do zerowej emisji w 2050 r., należy koniecznie brać pod uwagę nie tylko elektroenergetykę, ale też dążyć do elektryfikacji ciepłownictwa - m.in. za pomocą pomp ciepła - i transportu. Te trzy cele należy traktować jako jedność, traktując je osobno, do niczego nie dojdziemy - zaznaczył.
Jego zdaniem, na świecie jest w tej chwili coraz więcej przykładów na to, że gaz nie będzie potrzebny jako paliwo przejściowe na drodze do zeroemisyjnej energetyki.
- W Chinach do niedawna gaz miał być takim pomostem, ale teraz Chińczycy doszli do wniosku, że go nie potrzebują, i że poradzą sobie wykorzystując istniejące zasoby, w tym i węglowe oraz inwestując od razu w OZE - mówił.
Jak dodał prof. Popczyk, także przykład Niemiec, gdzie zużycie gazu w elektroenergetyce znacząco spada dowodzi, że świat wszedł już w trajektorię rozwoju OZE i gaz nie jest potrzebny.
Jednocześnie Popczyk zakwestionował rządowe plany budowy energetyki jądrowej. Wskazywał, że jest to wysiłek inwestycyjny poza zasięgiem Polski, a wielkie bloki jądrowe w systemie powodują wzrost trudności jego bilansowania przy jednoczesnej dużej obecności OZE.
Przeczytaj co na temat energetyki jądrowej w Polsce mówi Zdzisław Gawlik, poseł PO, szef Gabinetu Energii w Gabinecie Cieni Platformy Obywatelskiej.
Przeczytaj także: "Atomówka" coraz bliżej. Stać nas, nie widzę problemu - mówi minister Krzysztof Tchórzewski
Prezes Instytutu Energii Odnawialnej Grzegorz Wiśniewski oceniał z kolei, że w 2015 r. w Polsce ostatecznie porzucono koncepcję rozwoju otwartej, innowacyjnej energetyki z silnym filarem lokalnym. Przy czym już od 2006 r., od utworzenia pionowo zintegrowanych grup energetycznych kolejne rządy realizowały politykę pod dyktando wielkich koncernów, a od 2016 r. rozwój OZE zupełnie zahamowano. Po 30 latach zmian wróciliśmy do węgla i monopolu bez widoków na spadek kosztów energii, a projekt PEP to dalsze pogłębienie tego stanu - oceniał.
Zdaniem Wiśniewskiego, Polska idzie tu w dokładnie przeciwnym kierunku niż UE, co jest niebezpieczne, m.in. z powodu wzrostu cen energii. Z obecnej sytuacji nie wyjdziemy bezkosztowo, ale kiedy w UE ceny będą już spadały, w Polsce będą dalej rosły - oceniał. Potrzebny jest kompleksowy plan transformacji energetycznej na minimum 10 lat, opracowany w warunkach szerokiego konsensusu politycznego dla akceptowalnych wzrostów cen energii - mówił Wiśniewski.
Andrzej Kassenberg z Instytutu na rzecz Ekorozwoju ocenił, że wszystkie prognozy zużycia energii w projekcie PEP są zawyżone. Jak mówił, budowę takiej polityki należy zacząć od myślenia, ile energii potrzebujemy i ile możemy oszczędzić, a nie ile czego zbudować.
- Cała ta polityka ma na celu budowę jak największych mocy, tymczasem dzięki oszczędnościom część z tych inwestycji może się okazać niepotrzebna. Efektywność można podnosić mechanizmami rynkowymi, ale i technicznie, np. poprzez energooszczędne budownictwo, gdzie potencjał obniżenia zużycia sięga 70 proc. - wskazywał Kassenberg.