Warszawa buduje koalicję państw, która mogłaby zablokować kosztowną dla nas reformę rynku energetycznego UE. - W tej chwili zdolność Polski do egzekwowania naszych interesów jest dość duża - twierdzi premier Tusk
Bruksela chce całkowicie zmienić zasady podziału uprawnień do emisji dwutlenku węgla. Zezwolenia przestałyby być rozdzielane za darmo (tak jak to się dzieje obecnie), ale byłyby sprzedawane na ogólnoeuropejskich aukcjach.
W przypadku elektroenergetyki prawie 100 proc. wszystkich zezwoleń byłoby nabywanych w ten sposób. Oznacza to, że np. Polska Grupa Elektroenergetyczna musiałaby rywalizować na aukcji z wielokrotnie większym i bogatszym koncernem E.ON.
Koszty udziału w aukcjach musiałyby przenieść się na wyższe ceny energii. Polska żąda, żeby aukcje wprowadzać stopniowo. Komisja jednak upiera się przy swoim projekcie. Nowe przepisy miałyby wejść w życie w 2014 roku - pisze "Gazeta Wyborcza".
Premier Tusk zapowiada więc, że Polska może utworzyć tzw. koalicję blokującą - czyli zgromadzić za sobą tyle krajów, by w Radzie UE dysponować 90 głosami (sama Polska ma 27). - Zespół polskich ekspertów przygotował różne scenariusze. I jednym z wariantów do zastosowania jest możliwość blokowania rozstrzygnięć, które byłyby rażąco niesprawiedliwe dla Polski i innych państw - powiedział "Gazecie" Tusk.
Żeby stworzyć koalicję blokującą, musielibyśmy uzyskać poparcie praktycznie wszystkich nowych członków UE, m.in. Czech (12 głosów), Węgier (12 głosów), Rumunii (14 głosów), ale także mających po cztery głosy Litwy, Estonii i Łotwy. Polska zorganizowała już w tym celu kilka spotkań (np. jedno w maju, w Warszawie, na szczeblu rządowych ekspertów). Ale i tak może być trudno.
- Nasze postulaty niekiedy się różnią. Więc będzie potrzeba zdobycia poparcia jednego ze starych państw członkowskich - mówi "Gazecie" wysoki rangą urzędnik UKIE proszący o zachowanie anonimowości.
I dlatego sprawa emisji CO2 stanie się jednym z najważniejszych punktów dzisiejszego spotkania Tuska z kanclerz Niemiec Angelą Merkel.
Być może Polska nawet nie będzie musiała sięgać po "pałkę" koalicji blokującej. Bo Bruksela, widząc opór, może sama zmodyfikować swoje plany - pisze "Gazeta".
- Za dwa tygodnie do Warszawy przyjeżdża unijny komisarz ds. środowiska Stavros Dimas. Mamy nadzieję, że przywiezie odpowiedź Komisji Europejskiej na nasze zastrzeżenia - mówi rozmówca dziennika w UKIE.
Zobacz także: Nowy projekt rozporządzenia ws. podziału emisji CO2