Choć najbardziej radykalne zapisy zostały z propozycji rezolucji usunięte, to należy zauważyć, że zwiększenie celów redukcji gazów cieplarnianych do 30 proc. do 2020 r., choć warunkowe, w gruncie rzeczy oznacza próbę rewizji pakietu energetyczno-klimatycznego. Najwyższe koszty przyjętego w 2008 r. pakietu ponosi tymczasem Polska - pisze Izabela Albrycht, prezes Instytutu Kościuszki.
Zwolennicy radykalnej polityki klimatycznej zmierzali do przyjęcia takiej jej treści, która bezkompromisowo i jednostronnie - niezależnie od zobowiązań największych światowych emitentów - nałoży na UE redukcje nawet do 50 proc. w perspektywie 2030 r. Polityka pragmatyzmu gospodarczego wspierana przez polskich europosłów pozwoliła jednak przegłosować mniej radykalny kształt uchwały - redukcję do 30 proc. do 2020 r. PE warunkuje podjęcie kolejnych zobowiązań redukcyjnych od osiągnięcia międzynarodowego wiążącego porozumienia w tej sprawie. To nie jest jednak dobra wiadomość dla Polski.
W ostatnich miesiącach, lokomotywa lobbingu klimatycznego nabrała pełnego rozpędu i weszła w gorącą fazę przekonywania międzynarodowej opinii publicznej, że walka z CO2 jest słuszna. Dlatego Polsce - państwu, którego energetyka opiera się prawie wyłącznie na węglu - będzie trudno występować w roli neutralnego gospodarza podczas konferencji, która za najwyższy cel stawia sobie wyeliminowanie węgla i zastąpienie go, w przypadku Polski gazem z Rosji, panelami słonecznymi z Niemiec i Chin oraz wiatrakami z Hiszpanii.
W ostatnich tygodniach pojawiły się raporty instytucji blisko współpracujących od 20 lat z agendą ONZ w temacie walki z węglem. Najpierw były przecieki z raportu IPCC, ciała doradczego agendy ONZ-owskiej UNEP, w między czasie raporty różnych innych agencji i grup ekologicznych, w tym także Banku Światowego. Później komentarze i komentarze do komentarzy. Wszystkie te dokumenty forsują tezę o zmianach klimatycznych. Nie wszyscy jednak twierdzą że globalne ocieplenie to fakt i że CO2 je powoduje. Chociażby profesor z wiodącej uczelni MIT: http://www.dailymail.co.uk/news/article-2438434/MIT-scientist-ridicules-IPCC-climate-change-report-calls-findings-hilarious-incoherence.html. Mimo, że widoczna jest różnica poglądów i stanowisk w debacie publicznej, w 15-stronicowej rezolucji odnotowane zostały wyłącznie prognozy.
W projekcie uchwały Parlament wzywał m.in. do zwiększenia redukcji emisji CO2 o 30 proc. do roku 2020 i 50 proc. do roku 2030. I to w sytuacji, w której UE jako jedyny region na świecie jest na dobrej drodze do osiągnięcia redukcji emisji przekraczających obowiązujący cel z Kioto wynoszący 20 proc. a jej udział w światowej emisji wynosi obecnie 11 proc., a do roku 2030 jest szacowany na zaledwie 4 proc. Jest to de facto sytuacja, w której osiągnięcie przez UE ambitnych celów w żaden sposób nie wpłynie na kondycję światowego klimatu. Unijne redukcje są bowiem kroplą w morzu globalnych emisji.
Zwolennicy radykalnego kursu zdają się także nie zauważać, że na „placu boju” UE pozostaje sama. Australia, która była jedynym dużym krajem który obciążył swoją gospodarkę karami za spalanie węgla poza UE, w ostatnich dniach opublikowała ustawę o zniesieniu podatku CO2. Z kolei USA zasygnalizowały, że nie są zwolennikami wiążącego traktatu międzynarodowego ws. redukcji CO2. Podobnego stanowiska należy spodziewać się po innych największych emitentach, w tym Chinach, które potrzebują wysokich limitów emisyjnych by rozwijać swoją gospodarkę w oparciu o tanią energię. Takowa generowana jest głównie w oparciu o węgiel.
Choć najbardziej radykalne zapisy zostały z propozycji rezolucji usunięte, to należy zauważyć, że zwiększenie celów redukcji gazów cieplarnianych do 30 proc. do 2020 r., choć warunkowe, w gruncie rzeczy oznacza próbę rewizji pakietu energetyczno-klimatycznego. Najwyższe koszty przyjętego w 2008 r. pakietu ponosi tymczasem Polska.
Mimo ambitnych politycznych unijnych deklaracji, wszystko wskazuje na to, że Wspólnota na arenie międzynarodowej została osamotniona w walce o dalszą eliminację węgla z miksu energetycznego poprzez handel uprawnieniami do emisji CO2. Z kolei nowy wiążący traktat międzynarodowy, którego negocjacje rozpoczną się w Warszawie, a według planów, zakończą w 2015 r. w Paryżu będzie tylko serią kolejnych obietnic składanych bez pokrycia przez tych samych graczy, którzy teraz emitują najwięcej gazów cieplarnianych (USA, Kanada, Chiny). Może te właśnie fakty przekonały część europosłów podczas głosowania.
Zaznaczyć należy, że pomimo łagodniejszego niż się spodziewano stanowiska PE na COP 19 – oderwana od realiów światowej gospodarki, utopijna unijna polityka klimatyczna jest wciąż na dobrej drodze żeby spowodować jeszcze większe bezrobocie na starym kontynencie, które w niektórych państwach Unii sięga już 50 proc. wśród ludzi młodych, jeszcze wyższe ceny energii i jeszcze mniejszą konkurencyjność gospodarczą! Unia stawiając na przyszłość bez emisji CO2 skazuje się tym samym na przyszłość bez przemysłu.... i bez pracy. Dlatego polski rząd mimo niekomfortowej pozycji w jakiej się znajduje w związku z goszczeniem COP – nota bene z własnej nieprzymuszonej woli – powinien być głosem rozsądku w walce o racjonalne klimatyczne cele dla UE.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Prezes Instytutu Kościuszki: rezolucja PE to próba rewizji pakietu energetyczno-klimatycznego