Zamach na prezesa PKE okazał się niewypałem. Jan Kurp zostaje na stanowisku prezesa, choć do Senatu się nie dostał.
Wtedy za Kurpem stanęło kilka tysięcy osób z załogi. Do akcji wkroczył Wojciech Jasiński, minister skarbu, który przywołał do porządku szefa rady i nakazał zawieszenie broni do czasu wyborów - 21 października. Związkowcy wstrzymali się od protestów - przypomniał "Puls Biznesu".
- Przez miesiąc cierpliwie czekaliśmy na wyjaśnienie ze strony przewodniczącego rady nadzorczej przyczyn, dla których chce doprowadzić do odwołania prezesa Kurpa i zmian w zarządzie. Nadal liczymy, że dojdzie do spotkania członków rady nadzorczej, zarządu i przedstawicieli związków zawodowych - mówi w dzienniku Zdzisław Przydatek, przewodniczący Solidarności w PKE.
22 października związkowcy wysłali oficjalne pismo do szefa rady PKE. 25 października otrzymali odpowiedź. - Z odpowiedzi wynika, że przewodniczący rady podejmie odpowiednie działania oraz wskaże termin spotkania, ale prosi nas o uściślenie: czy ma być ono formalne, czy nieformalne. To niepoważne pytanie - uważa Zdzisław Przydatek.
Z informacji "PB" wynika, że po zaprzysiężeniu rządu PO-PSL ma on zostać odwołany z rady PKE oraz stanowiska wiceprezesa firmy Tauron Polska Energia.
Według informacji dziennika, Jan Kurp cieszy się poparciem zarówno PO, jak i PSL. To, że PiS chciało go odwołać, też działa na jego korzyść.
- Mam nadzieję, że nadal będę pracował w PKE. Chcę kontynuować budowę grupy kapitałowej, odbudowę mocy produkcyjnych, przed nami poważne wyzwania inwestycyjne - wylicza prezes PKE.
Jan Kurp wystartował w wyborach parlamentarnych do Senatu jako kandydat niezależny i w Jaworznie, gdzie przez wiele lat był dyrektorem elektrowni, dostał ponad 30 tys. głosów, czyli 75 proc. wszystkich oddanych w tym okręgu. W sumie głosowało na niego ponad 54 tys. osób. To jednak nie wystarczyło, by wejść do parlamentu - przypomniał "Puls Biznesu".
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Przegrana w wyborach ocali Jana Kurpa?