Rosatom chce wziąć udział w przetargu na budowę elektrowni jądrowej w Polsce - powiedział dyrektor ds. zarządzania projektami inżynieryjnymi koncernu Siergiej Bojarkin. Jego zdaniem Polska mogłaby też kupować energię z siłowni w Kaliningradzie.
Bojarkin podkreślił, że jeśli Polska zdecyduje się na budowę własnej elektrowni jądrowej, musi wybrać lokalizację i zainwestować w projekt dużo pieniędzy. "To wszystko zabiera dużo czasu, a czas to pieniądze. Tymczasem elektrownia w Kaliningradzie zacznie już niedługo funkcjonować. Polska może to wykorzystać" - powiedział dodając, że z elektrowni w Obwodzie Kaliningradzkim Polska mogłaby sprowadzać nawet 1000 MW energii elektrycznej.
Budowę elektrowni w Obwodzie Kaliningradzkim Rosatom rozpoczął w lutym 2012 r. Mają tam stanąć dwa reaktory VVER-1200 o łącznej mocy 2400 MW. Energia z jednego ma być przeznaczona na zaspokojenie potrzeb samego obwodu, drugi ma dostarczać energii na eksport, chociaż Rosjanie na razie nie mają rynku zbytu ani połączenia z nim. To jednocześnie pierwsza siłownia w Rosji, w której udziały mogą mieć zagraniczni inwestorzy. Rosatom ciągle poszukuje potencjalnych partnerów na Zachodzie.
Zgodnie z planami rosyjskiego koncernu, pierwszy reaktor ma ruszyć w 2017 r., drugi - rok później. Natomiast w ocenie prezesa spółki PGE Energia Jądrowa Aleksandra Grada, pierwszy polski blok jądrowy powinien ruszyć w 2023 lub 2024 roku.
Również w czwartek decyzję KE skrytykował brytyjski europoseł z frakcji Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (EKR) Robert Sturdy. W wydanym oświadczeniu przyznał wprawdzie, że KE będzie musiała zareagować w tej sprawie, zważywszy na przedstawione jej dowody, ale powinna jednak zacząć rozwiązywanie problemu od negocjacji, zanim "wpakuje się w "wojny słoneczne" z Chinami".
Sturdy przypomniał również, że w ostatnich tygodniach Merkel mocno opowiadała się za rozwiązaniem tego sporu bez uciekania się do retorsji.