Aby zapewnić moc rezerwową, elektrownie powinny być wynagradzane nie tylko za produkcję energii, ale także za gotowość do produkcji (moc zainstalowaną) - pisze Paweł Stępień, ekspert Fundacji im. Lesława A. Pagi.
Energia odnawialna wypiera zazwyczaj najdroższego wytwórcę i obniża cenę giełdową, przy której nieopłacalne staję się eksploatowanie starych bloków węglowych tzw. „paradoks OZE” - cena hurtowa jest niższa (negatywny skutek dla wytwórców energii), a dla odbiorcy końcowego wyższa, gdyż ponosi koszty dopłaty do każdej wyprodukowanej kWh z odnawialnych źródeł energii (negatywny skutek dla odbiorcy końcowego).
Niektóre elektrownie konwencjonalne nie powinny w ogóle pracować ze względu na ich nieopłacalność, jednak energia produkowana przez nie jest potrzebna w sytuacji, gdy instalacje OZE nie są w stanie zapewnić niezbędnej mocy podczas silnego popytu na energię.
Co więcej, zgodnie z konkluzjami BAT do roku 2021 należy dostosować wszystkie elektrownie konwencjonalne do nowych standardów emisji. Ciągnie to za sobą kolejne nakłady inwestycyjne od kilkunastu do kilkuset milionów złotych per elektrownia, w zależności od technologii wykorzystywanej na blokach. Wiadomo również, że po wejściu w życie konkluzji BAT, po ośmiu latach będą kolejne, bardziej restrykcyjne standardy emisji. Wobec czego okres zwrotu z zainwestowanego kapitału w modernizację jednostek wytwórczych maksymalnie powinien wynosić 8 lat, co bez rynku mocy, przy obecnych cenach energii elektrycznej wydaje się niemożliwe.
Rynek mocy musi więc tworzyć system odpowiednich zachęt i bodźców, aby zapewnić moc rezerwową. Elektrownie powinny być wynagradzane nie tylko za produkcję energii elektrycznej, ale także za ich gotowość do produkcji (moc zainstalowaną).
Rynek mocy może okazać się jedyną słuszną polityką energetyczną w czasach ciągłego dążenia do „czystej” energii, by utrzymać ceny energii na poziomie umożliwiającym rozwój i wzrost gospodarczy w Polsce.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Rynek mocy potrzebny na wczoraj!