Jeśli nie zwiększycie nam limitów CO2, wybudujemy elektrownię węglową na Ukrainie. Będziemy dymić tam i przesyłać prąd do Polski - ostrzega minister gospodarki Waldemar Pawlak.
Plany budowy elektrowni na Ukrainie zapowiadał już poprzednik Pawlaka na stanowisku ministra gospodarki Piotr Woźniak.
- Rzeczywiście tak było - mówi Woźniak "Gazecie Wyborczej". - Używałem tego argumentu na posiedzeniu Rady UE w trakcie dyskusji o ograniczeniu uprawnień do emisji CO2. Mówiłem wówczas, że racjonalnie działająca firma w takiej sytuacji wybudowałaby elektrownię węglową na Ukrainie czy Białorusi, np. kilometr od polskiej granicy.
Po co w ogóle Polsce elektrownia na Ukrainie? Komisja Europejska w zeszłym roku mocno przycięła Polsce liczbę uprawnień do emisji dwutlenku węgla w latach 2008-13. Elektrowniom brakuje ok. 30 mln ton, dziś prawo do emisji tony CO2 kosztuje na giełdzie ok. 23 euro. W sumie polskie elektrownie będą więc musiały wydać ponad 600 mln euro.
Ale to nie koniec. Komisja Europejska chce bowiem, żeby od 2013 r. zniknęły darmowe pozwolenia na emisję CO2 - energetyka musiałaby kupować je na ogólnounijnych aukcjach. Dla polskich firm było to bardzo trudne - są dużo biedniejsze od swych zachodnich konkurentów, a w dodatku żeby wyprodukować jedną megawatogodzinę energii, muszą wyemitować ponad dwa razy więcej CO2 niż elektrownie w starej Unii. Polska zwalcza więc propozycję Komisji, ale praktycznie nie mamy szans na jej zablokowanie - przygniatająca większość państw popiera Brukselę - pisze "Gazeta Wyborcza".
Argument o "ukraińskiej elektrowni" może być dżokerem w rękawie polskiego rządu. Elektrownia nie podlegałaby w ogóle unijnym normom - mogłaby emitować za darmo, dzięki temu sprzedawałaby tańszy prąd. Energię przesyłałaby za pomocą kabla między obu krajami. Połączenie już istnieje, ale wymaga remontu. PSE-Operator, czyli spółka zawiadująca sieciami energetycznymi w kraju O2 i tak zamierza je wyremontować, żeby móc importować prąd z Ukrainy. Węgiel do takiej elektrowni pochodziłby z Polski, bo zapewnienie stabilnych dostaw węgla z Ukrainy, zdaniem specjalistów od energetyki, jest bardzo trudne.
Czy Pawlak blefuje, żeby zmusić Unię do ustępstw?
- Prowadziliśmy luźne rozmowy w sprawie budowy elektrowni na Ukrainie - mówi "Gazecie" menedżer państwowej Polskiej Grupy Energetycznej, największego producenta prądu w Polsce. - Ale żadnych planów na razie nie ma.
Zdaniem Woźniaka negocjacje z Ukraińcami były, kiedy on był ministrem. - Nic więcej nie powiem, ale wszystko było na dobrej drodze - twierdzi Woźniak.
Ukraińcy żadnych informacji o nawet luźnych polskich propozycjach nie mają. - Nic o tym nie wiemy - powiedziała "Gazecie" Alona Gorbusza, rzeczniczka ukraińskiego państwowego producenta energii - Energeticznej Kompanii Ukrainy.
Także rzeczniczka ambasady Ukrainy w Warszawie Ludmiła Bublyk nic nie słyszała o takich negocjacjach.
Czy ukraińska karta pomoże nam w rozgrywkach o CO2? Nie wiadomo. Równie dobrze może jednak wywołać efekt przeciwny do zamierzonego. - Mówiłem o budowie przez Polskę elektrowni na Ukrainie na spotkaniu organizacji Trends of Europe - opowiada Woźniak. Ta nieformalna organizacja wspierająca integrację skupia wiele zasłużonych dla UE osób. - Zostałem wtedy zrugany przez byłego szefa Komisji Europejskiej Jacques'a Delors'a za to, że nie rozumiem zadań, jakie stoją przed UE - śmieje się Woźniak.
Niezależnie od losów w sprawie budowy elektrowni, przeprowadzkę do naszego wschodniego sąsiada właśnie z powodu limitów CO2 rozważają cementownie.
O innym zagrożeniu z powodu CO2 mówi z kolei branża hutnicza. Szef Hutniczej Izby Przemysłowo-Handlowej Romuald Talarek wielokrotnie ostrzegał, że jeśli polskie huty zostaną zbytnio obciążone kosztami uprawnień do emisji, to produkcja w Polsce przestanie się opłacać, a nasz kraj zaleją wyroby stalowe z Rosji, Chin oraz właśnie Ukrainy - pisze "Gazeta Wyborcza".
Zobacz także: Polska chce zmian w propozycjach KE ws. redukcji emisji CO2
Prof. Szyszko: skrzywdzono nas w sprawie limitów CO2
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Rząd szantażuje Unię elektrownią na Ukrainie