Wielu mieszkańcom Pragi-Południe Stoen odciął prąd.
- O 9 rano robiłam śniadanie. A tu w drzwiach nagle elektrycy. Niczego nie chcieli słuchać, wykręcili licznik i już - opowiada pani Kamila. - Teraz w lodówce psuje się świąteczne jedzenie.
Wszyscy klienci opowiadają tę samą historię. - Nawet nie wiedzieliśmy, że mamy zaległy rachunek. Nie przyszła żadna faktura, upomnienie, ponaglenie - twierdzi pan Darek, który wraz z żoną oczekiwał w długiej kolejce petentów.
Jeszcze krótko przed godz. 16 i zamknięciem punktu w kolejce oczekiwało prawie 30 osób. - Musiałam dwukrotnie stać w tej koszmarnej kolejce. Raz, żeby dowiedzieć się, dlaczego odłączyli prąd. Gdy chciałam zapłacić, okazało się, że nie ma tutaj kasy. Pobiegłam na pocztę, a potem z powrotem w kolejkę, żeby pokazać dowód wpłaty - opowiada starsza pani Jolanta z ul. Saskiej, ściskając plik dokumentów Stoenu.
Klientom puszczały nerwy. - Wzburzenie, głośne komentarze o pracy punktu obsługi - opowiada pan Darek. Wtóruje mu pani Jolanta:
- Jeden z pracowników powiedział, że pretensje mogę mieć do siebie, skoro nie płacę rachunków - oburza się. Klienci narzekali też, że za ponowne podłączenie prądu będą musieli zapłacić 85 zł.
Stoen ma też wytłumaczenie tłoku, na który narzekali wczorajsi klienci punktu obsługi. - Zwykle po świętach i weekendach mamy zwiększony ruch - twierdzi Iwona Jarzębska, rzecznik RWE Stoen. - A co do wyłączeń prądu, to diabeł tkwi w szczegółach. Ludzie nie reagują na nasze wezwania, które wysyłamy zawsze - podkreśla. - A prąd odłączyliśmy zalegającym klientom wczoraj, bo nie chcieliśmy robić tego przed Wielkanocą - tłumaczy Jarzębska. I dodaje, że w całej Warszawie z opłatami za prąd zalega ponad 100 tys. osób.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Stoen po świętach odcinał prąd