Kryzys finansowy spowodował, że rząd chce w końcu stworzyć przejrzysty rynek energii elektrycznej. Elektrownie mają sprzedawać nawet 100 proc. prądu na giełdzie energii. Prezes URE ma też dostać prawo wyznaczania maksymalnej ceny prądu
W 2008 r. uwolniono dotychczas regulowane ceny dla firm. Ceny dla gospodarstw domowych wciąż zatwierdza Urząd Regulacji Energetyki. Wcześniej, w lipcu 2007 r., wszyscy klienci otrzymali prawo zmiany dostawcy energii. Wszystko to miało stworzyć rynek energii z prawdziwego zdarzenia, ale jedynym elementem rynku są na razie podwyżki cen.
URE twierdzi, że rynkowi bardzo zaszkodziła dokonana przez rząd PiS konsolidacja elektrowni i zakładów energetycznych, które sprzedają prąd bezpośrednio klientom. Powstały cztery wielkie państwowe grupy energetyczne - PGE, Tauron, Enea i Energa. Zdaniem URE firmy dominujące na rynku - zwłaszcza PGE - wykorzystują swoją pozycję, żeby windować ceny. Huty, kopalnie duże fabryki już płacą za prąd o kilkadziesiąt proc. więcej niż rok temu, a w przyszłym roku czeka ich kolejna podwyżka - także o blisko 40-50 proc.
Dlatego URE już od prawie roku postuluje, żeby elektrownie sprzedawały prąd na giełdzie energii. Dziś przechodzi przez nią zaledwie kilka procent sprzedawanej w Polsce energii. Zmuszenie elektrowni do korzystania z giełdy wymagałoby zmiany ustawy. - Bardzo się cieszę, że nasze postulaty znalazły się w pakiecie - mówi prezes URE Mariusz Swora. Ile prądu elektrownie miałyby sprzedawać na giełdzie? W dokumencie nie ma o tym mowy, ale prezes Swora nie ukrywa, że chciałby, aby było to 100 proc. - Jesteśmy do tego technicznie przygotowani - zapewnia prezes Towarowej Giełdy Energii Grzegorz Onichimowski. - Jego zdaniem dzięki giełdzie przyszłoroczne ceny prądu mogłyby być niższe nawet o 40 proc.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Tańszy prąd na kryzys