Już od lipca ceny prądu mogłyby spaść, nawet o 30 proc. Jednak lobby wytwórców energii blokuje zmiany przygotowane przez posła PO, które mogłyby pomóc w zbijaniu cen i zaostrzaniu konkurencji.
Z informacji dziennika wynika, że w utrzymanie monopolu karteli energetycznych angażuje się Ministerstwo Gospodarki. Nic dziwnego, w końcu wszystkie spółki należą do skarbu państwa i przynoszą mu zyski.
Projekt uruchomienia giełdy miał w czwartek trafić do Sejmowej Komisji Energetyki. Jednak, jak powiedział "Polsce" Andrzej Czerwiński, szef tej komisji, "były pilniejsze sprawy". Według Antoniego Mężydło, posła PO i autora projektu, prace nad ustawą są celowo blokowane. - Ani lobby energetycznemu, ani politykom nie zależy, by giełda ruszyła - twierdzi Mężydło.
Dzisiaj wytwórcy prądu, czyli PGE, Enea, Energa i Tauron, podzielili kraj między siebie i każdy z nich dyktuje w swoim regionie stawki. Ich wysokość niemal się nie różni. Projekt Mężydły zmusiłby ich do wystawiania całego wytwarzanego przez siebie prądu na giełdę energii. Odbiorcy, czyli głównie wielki przemysł, ale także gospodarstwa domowe, wybieraliby najtańszą i najlepszą dla siebie ofertę.
Dlatego resort przygotował własny projekt zmian w ustawie. Zakłada on, że na giełdę trafi maksymalnie połowa produkowanego w Polsce prądu. Drugą połowę spółki energetyczne będą mogły sprzedawać po własnych cenach. W ten sposób próbuje się konserwować obecny układ. Według Mężydły, winna temu jest wiceminister Joanna Strzelec-Łobodzińska, która - zanim trafiła do Ministerstwa Gospodarki - pracowała w Tauronie, największym producencie prądu w Polsce. Sprawy nie ułatwiają też inni posłowie. - Mój projekt był już gotowy w grudniu. Cały czas napotykam jednak na problemy proceduralne, które blokują proces legislacyjny - żali się w "Polsce" Mężydło.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Układ blokuje tani prąd?