Miękkie lądowanie dwóch byłych prezesów Energohandlu. Zamiast kar za próbę wypłacenia 900 tys. zł byłemu szefowi spółki, właśnie odebrali sowite odprawy za odejście z jej zarządu - pisze "Gazeta Wyborcza" w swoim toruńskim wydaniu.
- Zawarcie go bez konsultacji z radą nadzorczą i nadzorem właścicielskim nie jest zgodne z przyjętą przez grupę polityką i wartościami - tłumaczyła "Gazecie Wyborczej" Beata Ostrowska, rzecznik prasowy Energi. - Nie ma i nie będzie zgody na decyzje, które mogą być szkodliwe dla spółki.
Ani Ostrowska, ani szef rady nadzorczej Energohandlu nie chcieli wówczas ujawnić, czy i jakie konsekwencje poniosą byli szefowie spółki. Dziś wiadomo, że Kosicki rozstał się z firmą. Chwalisz wciąż w niej pracuje na stanowisku dyrektora technicznego. Teraz natomiast - jak dowiedziała się "Gazeta" - spółka przyznała im sowite odprawy. - Ich wypłata jest, zgodnie z kodeksem pracy, obowiązkiem pracodawcy - wyjaśnia w piśmie do redakcji nowy prezes Energohandlu Jerzy Małek. - Niewypłacenie odprawy byłoby złamaniem prawa.
Szef firmy, powołując się na ochronę danych osobowych, odmówił podania wysokości odpraw. Zdradził tylko, że byli prezesi dostali trzykrotność wynagrodzenia. Z informacji "Gazety" wynika, że zasiadając w zarządzie przedsiębiorstwa, zarabiali po ok. 10 tys. zł. Za utratę foteli każdy z nich otrzymał więc ok. 30 tys. zł.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: W Energohandlu łatwiej o odprawę niż karę