Walczymy o utrzymanie rentowności kontraktów - mówi prezes Enpromu Mariusz Targowski

 Walczymy o utrzymanie rentowności kontraktów - mówi prezes Enpromu Mariusz Targowski
Fot. Adobe Stock. Data dodania: 20 września 2022

W tej chwili jako firma wchodzimy w okres budowy linii na podstawie kontraktów zawartych z PSE w 2015 r. i walczymy o utrzymanie ich rentowności. Koszty pracy dosłownie eksplodowały. W przypadku kontraktów zawieranych przed laty nasza sytuacja jest podobnie trudna jak firm wykonawczych na rynkach budowy dróg czy linii kolejowych i także nasza branża chce rozmawiać z inwestorami o waloryzacji dawnych kontraktów - mówi Mariusz Targowski, prezes firmy Enprom.

  • Prezes Enpromu wskazuje, że z projektu założeń Polityki energetycznej Polski do 2040 roku wynika, iż koniunktura na polskim rynku inwestycji w sieci przesyłowe oraz dystrybucyjne wysokich napięć powinna się znacznie poprawić - i na to firma liczy.
  • Mariusz Targowski mówi, że sytuacja skłoniła Enprom do poszukiwania zleceń za granicą; firma ma ambicje zwiększenia udziału eksportu w sprzedaży z ok. 10 proc. obecnie do około 30 proc. w 2021 roku.
  • Prezes Enpromu ocenia, że dostęp do krajowego rynku elektroenergetycznych inwestycji sieciowych jest zbyt łatwy; nie kryje, że chciałby, aby próg wejścia na polski rynek został podniesiony poprzez wzrost wymagań wobec wykonawców.
 
Polscy operatorzy sieci energetycznych co roku inwestują łącznie kilka miliardów złotych, ale nie w samą budowę linii. Jaka jest zatem koniunktura na rynku budowy linii energetycznych?

- Jeśli wyznacznikiem koniunktury ma być liczba ogłaszanych przetargów, to ona osłabła, zwłaszcza w porównaniu do lat 2013-2015. Wtedy Polskie Sieci Elektroenergetyczne ogłosiły i rozstrzygnęły kilka przetargów na linie 400 kV. W kolejnych latach liczba i skala zamówień spadły. Na razie branża kończy realizację projektów z lat ubiegłych, mamy więc w Polsce gigantyczny plac budowy.

My sami mamy do wybudowania blisko 200 kilometrów linii 400 kV, które właśnie zaczęliśmy. Pewną nadzieją na poprawę koniunktury jest zaprezentowana niedawno strategia rozwoju energetyki, tj. projekt polityki energetycznej Polski do 2040 roku. Bez nowych linii trudno będzie ją zrealizować.

Czytaj także: Wiatraki na polskim Bałtyku potrzebują nowych sieci energetycznych

Do projektu polityki energetycznej jeszcze wrócimy. Teraz proszę powiedzieć, jak pan ocenia zmianę modelu realizacji inwestycji przez PSE?

- Generalnie uważam, że nowy model realizacji inwestycji przez PSE, w którym to inwestor, czyli PSE, dostarcza firmie budowlanej pozwolenie na budowę, jest logiczny, a w praktyce oznacza, że w obecnej formule zwycięzca przetargu PSE ma przede wszystkim jedno zadanie – wybudować linię.

PSE wykonały krok rewolucyjny i bardzo odważny zarazem. W efekcie muszą w ekspresowym tempie zbudować w swoich strukturach kompetencje, które szereg firm takich jak nasza budowało latami.

Czytaj również: Polenergia Dystrybucja z planem inwestycji na prawie 51 mln zł

A jaka jest alternatywa?

- Wydaje mi się, że korzystniejsze z punktu widzenia realizacji inwestycji w obszarze sieci przesyłowych byłoby przyjęcie w Polsce modelu zachodniego. Tam inwestorzy, owszem, dostarczają takim firmom jak nasza pozwolenia na budowę, ale cały proces przygotowania inwestycji jest również - oczywiście odpowiednio wcześniej - zlecany firmom zewnętrznym. Oznacza to, że operator nie musi budować u siebie nowych kompetencji.

Tak jak zleca się budowę linii, można równie dobrze zlecać firmom przygotowanie inwestycji. W Polsce są firmy mające do tego odpowiednie kompetencje, w tym nasza. Dobrze byłoby móc je zaoferować PSE. Tego nowy model na razie chyba nie zakłada, a myślę, że mogłoby to być korzystne dla obu stron. Natomiast zmiana modelu realizacji inwestycji przez PSE jest moim zdaniem generalnie korzystna dla wykonawców zagranicznych.
Dlaczego pan tak uważa?

- W przeszłości, gdy przetargi PSE były organizowane w formule "pod klucz", dla zagranicznych wykonawców pewną barierą wejścia na polski rynek była konieczność przeprowadzenia całego procesu inwestycyjnego związanego z ustaleniem trasy linii, aż do uzyskania pozwolenia na budowę. Aby to sprawnie zrobić i w końcu uzyskać pozwolenie na budowę, trzeba dobrze znać polskie realia, nie tylko w sferze technicznej, ale również formalno-prawnej.

Nowy model zakłada, że tę pracę wykona PSE. W tej sytuacji zagranicznym wykonawcom łatwiej wejść na rynek sieci wysokich napięć niż kiedyś. Zwłaszcza że ubyło wiele obowiązków, a jedynym kryterium oceny ofert pozostała cena, co sprzyja dodatkowo zwłaszcza tańszym firmom ze wschodu lub silnym kapitałowo zagranicznym grupom budowlanym. W walce na ceny trudno ich pokonać, tym bardziej że nie na każdy rynek w Unii Europejskiej jest tak łatwo wejść jak na polski.

Gdzie jest trudniej?

- Polski rynek budowy linii energetycznych tworzą zamówienia operatorów systemów dystrybucyjnych (OSD) i zamówienia PSE. Na rynku zamówień OSD, czyli dla nas głównie linii 110 kV, od 2012 roku działają aukcje elektroniczne, gdzie jedynym kryterium jest cena. To oznacza niski próg wejścia, konkurencja jest tak zażarta, że w konsekwencji duże i średnie firmy wykonawcze zostały z tego rynku niemal wycięte przez małe, nowo powstałe firmy niskokosztowe.

Radość inwestorów trwa jednak krótko. Zwykle do pierwszego aneksu albo do momentu, w którym okazuje się, że za niską ceną stoją niskie kompetencje i brak pomysłu na realizację. I to, mam wrażenie, zaczynają dostrzegać sami inwestorzy.

Niestety zmiany są powolne, przegraliśmy wiele aukcji, bo poziom możliwych marż, a wręcz ich brak, był dla nas nie do przyjęcia, nie mówiąc już o tym, że nie pozwalał na rozwój i inwestycje. Sytuacja na rynku zamówień OSD i spadek zamówień ze strony PSE skłoniły nas do poszukiwania zleceń w krajach nordyckich, które z naszej perspektywy są najbardziej interesujące, bo to dojrzałe rynki. Jednak żeby w Danii czy Finlandii stanąć w szranki w przetargu z lokalnymi wykonawcami, trzeba mieć wdrożony zintegrowany system ISO i przejść długotrwały proces prekwalifikacji.

I jak wam poszło z pozyskiwaniem zamówień w krajach nordyckich?

- Po ponad dwóch latach przeciskania się przez gąszcz procedur i tłumaczeń podpisaliśmy umowę ramową z duńskim operatorem systemu przesyłowego, a w 2016 roku podpisaliśmy pierwsze zlecenie. W 2018 r. udało nam się również pozyskać zlecenia na rynku fińskim, ale tutaj jeszcze dużo pracy przed nami, aby stać się jego pełnoprawnym uczestnikiem.

2018 rok zakończymy z około 10-proc. udziałem sprzedaży zagranicznej w naszych przychodach, mamy jednak ambicje, żeby zwiększyć udział eksportu do około 30 proc. w 2021 roku.

Chciałby pan, żeby próg wejścia na polski rynek elektroenergetycznych inwestycji sieciowych został podniesiony poprzez wzrost wymagań wobec wykonawców?

- Zdecydowanie tak. W moim odczuciu optymalna byłaby sytuacja taka jak w Danii czy Szwajcarii, gdzie cena stanowi od 40 do 60% wagi oceny oferty, resztę stanowi kadra, potencjał czy technologia wykonywania prac. Myślę, że sami inwestorzy chcieliby premiować coś więcej niż tylko cenę. PSE zapowiadały niedawno, że trwają prace nad mechanizmem, który pomoże chronić wykonawców przed strategiami dumpingowymi.

Dostęp do rodzimego rynku elektroenergetycznych inwestycji sieciowych jest zbyt łatwy. Decyduje o nim wyłącznie cena. A ceną konkuruje się najłatwiej. I o ile inwestycje PSE są wyzwaniem samym w sobie, ze względu na ich skalę, a także fakt, że inwestor doskonale rozumie, jak złożone projekty trafiają na rynek, to niektóre firmy eliminowane są z przetargów. W przypadku sieci dystrybucyjnej jest dużo gorzej.
Jeśli obecna sytuacja na rynku wykonawstwa sieci energetycznych utrzyma się, to jaki jest czarny scenariusz?

- Jeśli w grze pozostaną tylko najmniejsze, lokalne firmy, to one nie będą miały odpowiednich mocy, wiedzy, doświadczenia i zaplecza technicznego, aby na bieżąco reagować na sytuację w sieciach, zwłaszcza wysokich i najwyższych napięć.

Taki scenariusz miał już miejsce w Norwegii, gdzie tamtejsze krajowe firmy niemal zniknęły z rynku. Liczymy, że zarówno krajowy operator przesyłowy, jak i operatorzy dystrybucyjni, zawczasu dostrzegą to ryzyko, mając na uwadze fakt, że mamy do czynienia z infrastrukturą krytyczną z punktu widzenia funkcjonowania państwa.

Wróćmy teraz do projektu polityki energetycznej Polski do 2040 roku. Jak jej realizacja w przedstawionym kształcie wpłynęłaby na koniunkturę na polskim rynku inwestycji w sieci?

- Z projektu założeń polityki energetycznej Polski do 2040 roku wynika, że koniunktura na polskim rynku inwestycji w sieci przesyłowe oraz dystrybucyjne wysokich napięć powinna się znacznie poprawić - i na to liczymy.

Oceniamy, że realizacja planu rozwoju morskich farm wiatrowych, a następnie plany inwestycyjne związane z budową elektrowni atomowej, mogą wymusić częściową zmianę modelu prowadzenia inwestycji przez PSE, tj. spowodować ponowne ogłaszanie części przetargów w formule "pod klucz" lub przynajmniej wprowadzić model dzielenia inwestycji na etapy do pozwolenia na budowę i samą budowę. Tak powstał krytyczny fragment mostu elektroenergetycznego Polska-Litwa od Ełku do granicy z Litwą. Budowę tę realizowaliśmy w konsorcjum z IDS-BUD.

Na koniec chcę zapytać o kontrakty już zawarte, a mianowicie, czy umowy podpisane kilka lat temu będą opłacalne, czy nie?

- Cykle inwestycyjne w przypadku budowy sieci są długie - średni czas realizacji inwestycji na liniach 400 kV wynosi ok. 5 lat, na liniach 110 kV - 3 lata, nie licząc okresu przygotowawczego – więc oczywiście ceny kontraktów sprzed lat w jakimś stopniu uwzględniają wzrost kosztów materiałów, pracy czy usług podwykonawców. Ale w żadnym stopniu nie są miarodajne do skoku cen, jaki nastąpił.

To jest ogromny problem całej branży budowlanej, czego przykładem jest sytuacja Astaldi. W tej chwili jako firma wchodzimy w okres budowy linii na podstawie kontraktów zawartych z PSE w 2015 r. i walczymy o utrzymanie ich rentowności. Koszty pracy dosłownie eksplodowały.

Wasza branża chce waloryzacji dawnych kontraktów zawartych czy to z PSE, czy z OSD?

- W przypadku kontraktów zawieranych przed laty nasza sytuacja jest podobnie trudna jak firm wykonawczych na rynkach budowy dróg czy linii kolejowych - i także nasza branża chce rozmawiać z inwestorami o waloryzacji dawnych kontraktów oraz wprowadzaniu odpowiednich mechanizmów bezpieczeństwa finansowego dla wykonawców do nowych umów. Oceniamy, że ze względu na długie cykle inwestycji sieciowych, takie mechanizmy trzeba stosować. Inaczej wykonawcy i podwykonawcy będą stale pod presją potencjalnych strat, a terminowe realizowanie inwestycji pod znakiem zapytania.

Enprom, istniejący od 2011 roku, jest firmą budownictwa elektroenergetycznego działająca w Polsce i za granicą. Realizuje kontrakty oraz prowadzi prace eksploatacyjne dla krajowego operatora systemu przesyłowego (PSE) i współpracuje ze spółkami dystrybucyjnymi realizując "pod klucz" budowy, przebudowy i remonty linii 110 kV, 220 kV i 400 kV.
×

DALSZA CZĘŚĆ ARTYKUŁU JEST DOSTĘPNA DLA SUBSKRYBENTÓW STREFY PREMIUM PORTALU WNP.PL

lub poznaj nasze plany abonamentowe i wybierz odpowiedni dla siebie. Nie masz konta? Kliknij i załóż konto!

Zamów newsletter z najciekawszymi i najlepszymi tekstami portalu

Podaj poprawny adres e-mail
W związku z bezpłatną subskrypcją zgadzam się na otrzymywanie na podany adres email informacji handlowych.
Informujemy, że dane przekazane w związku z zamówieniem newslettera będą przetwarzane zgodnie z Polityką Prywatności PTWP Online Sp. z o.o.

Usługa zostanie uruchomiania po kliknięciu w link aktywacyjny przesłany na podany adres email.

W każdej chwili możesz zrezygnować z otrzymywania newslettera i innych informacji.
Musisz zaznaczyć wymaganą zgodę

KOMENTARZE (4)

Do artykułu: Walczymy o utrzymanie rentowności kontraktów - mówi prezes Enpromu Mariusz Targowski

NEWSLETTER

Zamów newsletter z najciekawszymi i najlepszymi tekstami portalu.

Polityka prywatności portali Grupy PTWP

Logowanie

Dla subskrybentów naszych usług (Strefa Premium, newslettery) oraz uczestników konferencji ogranizowanych przez Grupę PTWP

Nie pamiętasz hasła?

Nie masz jeszcze konta? Kliknij i zarejestruj się teraz!