Największą korzyścią finansową, jaką możemy odnieść z masowej instalacji liczników ze zdalnym odczytem pomiarów zużycia energii, jest użycie ich do wdrożenia na dużą skalę mechanizmu zarządzania popytem (DSR) w celu redukcji szczytowego zapotrzebowania na moc i zaoszczędzenie na kosztach budowy nowych mocy wytwórczych. Aby DSR efektywnie funkcjonował, wcale nie potrzebujemy inteligentnego opomiarowania u 80 proc. odbiorców. Praktycznie te same korzyści osiągniemy przy mniejszym nasyceniu rynku licznikami inteligentnymi, a tym samym ponosząc niższe koszty (4,3 mld zł) - mówi Jakub Tomczak, menedżer w EY w rozmowie z WNP.PL.
- Projekt ustawy o zmianie ustawy Prawo energetyczne i niektórych innych ustaw zakłada obowiązek instalacji do końca 2026 roku liczników zdalnego odczytu, w pewnym uproszczeniu, u 80 proc. odbiorców końcowych energii.
- Jakub Tomczak, menedżer EY, uważa, że zanim zapadną ostateczne decyzje, należy na nowo podjąć dyskusję o całościowej strategii wdrożenia inteligentnego opomiarowania oraz korzyściach z wprowadzenia inteligentnego opomiarowania na masową skalę.
- Z samej oceny skutków regulacji wynika, jak zwraca uwagę Jakub Tomczak, że roczna korzyść z masowego wdrożenia liczników zdalnego odczytu w przeliczeniu na statystyczne gospodarstwo domowe ma wynieść 80 zł w 2028 roku, a wcześniej jeszcze mniej.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Wcale nie potrzebujemy inteligentnych liczników w każdym domu